czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 5: Przyjemny obiadek z Molly, czyli uważaj nie udław się...

Od autorki: Uwaga, bo nie będę powtarzać!!! Od tego rozdziału konstrukcja całego bloga zacznie się zmieniać. Mianowicie do akcji opowiadania dojdzie wiele nowych postaci (około 14 osób). Narratorką nie będzie już tylko Bella, ale też inni z tych bohaterów. Zazwyczaj przed zmianą narratora będzie duży napis, mówiący o tym kto w danym momencie opowiada historię. Mam do was prośbę, jeśli czytacie bloga to komentujcie, bardzo zależy mi na tym, żebym wiedziała dla kogo piszę. Jeśli macie do mnie jakiekolwiek zastrzeżenia, to piszcie pod tym postem.
   
                                                                       Rose 
    Niby normalny dzień, siedzę sobie na kanapie i słucham muzyki, a tu nagle tata materializuje się w kominku. W sumie nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zawsze pojawia się w ten sposób w domu. To już taka tradycja rodziny Weasley'ów, żeby wyskakiwać z kominka, kiedy ludzie nie są  na to przygotowani.
-Hej tato.- uśmiecham się delikatnie na powitanie. Odpowiada mi tym samym.- Jak wam poszło z Bellą?- nie pytam z grzeczności, po prostu jestem ciekawa.
-Hej Rose.Nawet lepiej niż się spodziewałem. Poza tym, że twoja mama była tak nieodpowiedzialna, żeby użyć oklumencji, to nie było najgorzej. Bella zgodziła się "przyjść" tu z nami, oczywiście dopiero po tym, jak porozmawiała z mamą. Za moment powinna wyskoczyć z kominka.- westchnął i usiadł obok mnie. Widać, ze praca dla ministerstwa go wykańcza.- Przyjechali już: James, Albus i Lily?- zapytał
-Tak, przed chwilą. Albus i Lily poszli się rozpakować, a James poszedł z Hugonem do jego pokoju. Mają zamiar ogarnąć pokój Hugona, zanim przyjedzie Molly.- wyjaśniłam.
-Najpierw muszą do tego pokoju wejść.-zaśmiał się.
Może nie ma w tym nic aż tak zabawnego, ale w pokoju Hugona panuje taki burdel, że wczoraj musiał spać w pokoju gościnnym, bo nie mógł otworzyć drzwi od swojego.

ŁUP...

Z kominka własnie wyskakuje Hermiona. Czy Bella nie powinna pojawić się przed nią?
-Mamo gdzie zgubiłaś Belle?
-Teleportowała się przede mną. Powinna już tu być, wszystko wypowiedziała i zrobiła poprawnie. Jesteście pewni, że jej tu nie ma? - w jej głosie słychać szczerą nadzieję.
-Przykro mi kochanie, aportowałem się tutaj jakąś minutę temu i nikt oprócz ciebie się tu nie pojawił.

3...2...1... Hermiona zaczyna panikować.

-Jeśli coś jej się stało, to wyrzucą mnie z ministerstwa.- uwielbiam, jak ona się denerwuje, to takie zabawne.- A co jeśli doznała rozszczepienia?! Co ja mam teraz zrobić?!
Tata podchodzi do niej, kładzie jej rękę na ramieniu i mówi tym swoim dobrodusznym głosem, którym pociesza ludzi, kiedy ma im powiedzieć, że członek ich rodziny nie żyje.
-Kochanie nie martw się, założę się, że po prostu wylądowała w innym kominku.
Tata tak długo pracuje jako auror, że ma już wprawę w pocieszaniu ludzi. Mama przestaje histeryzować i przytula się do niego. Tsa... Kolejna ckliwa scenka, godna królowej. Nie wierzę, że ludzie dają się nabrać na wszystko co mówi mój tata. Zazdroszczę mu tego daru przekonywania. Ciekawe jak on to robi.
Hermiona odsuwa się od niego, patrzy mu w oczy i mówi przez łzy.
-Kochanie musimy ją znaleźć.
Tata kiwa głową.
-Zgadza się. Ja poszukam na 1 i 2 piętrze, ty na 3, a Rose...
-O nie mnie w to nie mieszajcie. Ja idę do Hugona i Jamesa, zobaczę jak idzie im sprzątanie.
Wstaje z kanapy.Włączam muzykę w telefonie na ful i idę korytarzem, aż do schodów. Przed schodami zatrzymuję się, bo w słuchawce słyszę AC/DC Back in black, to moja ulubiona piosenka. Wsłuchuję się w nią i wolnym krokiem ruszam na 4 piętro. Swoja drogą to dość ciekawe, że na każdym piętrze w moim domu są kominki. To był pomysł mamy, w sumie to ona zaprojektowała ten dom. Stwierdziła, że warto zamontować w każdym pokoju kominek, abyśmy mogli się do siebie nawzajem teleportować i żeby nasi przyjaciele mogli nas w ten sposób odwiedzać. Uważam że to całkiem niezły pomysł, ale nie powiem jej tego. Wiem, jak ona uwielbia mieć racje i nie dam jej tej satysfakcji. Dziwne jest natomiast to, że nasz dom ma 4 piętra. Mieszkają w nim tylko 4 osoby, przy czym Hugon mieszka na 4 (ciekawe miejsce sobie wybrał, no nie?), ja na 3, rodzice na 1, drugie piętro zostaje puste, nie zapominając o tym, ze na każdym piętrze są 3 pokoje, salon i łazienka. To zwykłe marnotrawstwo, ale nie kochana mamusia stwierdziła, ze tak ma być i tak jest. Cieszę się, że większość roku mieszkam w Hogwarcie,  nie wytrzymałabym z Hermioną w jednym domu przez tyle czasu. W wakacje i święta bez przerwy kłócimy, ale teraz będzie troszkę inaczej. Przyjechali kuzyni, Bella też ma tu troszkę pomieszkać, będę mogła bez problemu unikać Hermiony.
Mijam 2 piętro, piosenka zmienia się na Imagine dragons - demons. Właśnie ciekawe co stało się z Bellą. Hermiona ostatnio mówi tylko o niej, a ona właśnie wyparowała. Szkoda mi jej, całe wakacje ma u nas spędzić na specjalnym doszkalaniu u mojej mamusi tylko dlatego, że ministerstwo tak zadecydowało.Mijam 3 piętro i słyszę huk dochodzący z pokoju Hugona. Wyjmuje słuchawki z uszu, chowam je razem z telefonem do kieszeni i biegnę na górę. Mam nadzieje, że James nic nie zrobił Hugonowi, szkoda mi mojego brata, to jedyna normalna osoba w tym domu poza mną i tatą. Jestem na 4 piętrze, biegnę w stronę pokoju Hugona.
-Hugon! James!- krzyczę.
Wbiegam do pokoju i to co widzę przewyższa moje największe oczekiwania. Na Jamesie siedzi okrakiem jakaś dziewczyna, w kącie stoi mój biedny brat czerwony, jak cegła i się im przygląda. Idę o zakład, że ta dziewczyna to Bella.
-Ooo...Hej Rose- James wygląda na zakłopotanego, nie dziwie mu się, też bym była zakłopotana w takiej sytuacji.
-Cześć James, widzę że znalazłeś sobie nowy obiekt upodobań...- nie mogę się powstrzymać, żeby mu nie dopiec. To taka mała zemsta, za lata gadania o tym, jaką świetną ja i Scorpius bylibyśmy parą. Rzygać mi się chce na samą myśl o tym idiocie.
-Jak widać- odpowiada pewnym siebie głosem, jakby ona była już jego. James jest stanowczo zbyt pewny siebie, kiedyś go to zgubi.
- Przykro mi, ale muszę ci ją na moment zabrać, moja mam wszędzie jej szuka. Boi się że nasza Bella zgubiła się, wiec oddaj ją grzecznie zanim Hermiona się tu zjawi.- staram się aby mój głos brzmiał stanowczo, ale nie chce zrazić do siebie Belli.
Bella powoli wstaje, a na pożegnanie dostaje słodziutkiego całusa w policzek od Jamesa. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Jest skończonym idiotą, całuje dziewczynę, której nawet nie zna. Przez te swoje "fanki" stał się okropny.
 -Będę czekał Belluś...- w jego głosie słychać taką pewność siebie, jakby wiedział, że ona za moment przybiegnie i rzuci mu się w ramiona. Jego niedoczekanie...
 -To się nie doczekasz- prosta, klarowna odpowiedź, a w jej ustach brzmi, jakby miała zabić jadem, którym jest przesączona. Droga Bello jestem z ciebie dumna.
- Czyżby trafiła kosa na kamień?? Biedny James, jeszcze żadna mu się nie oparła.- hahahah biedaczek. 1-0 dla Belli, przegrywasz James.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. Chyba się ze mną zgodzisz, słonko?- oj Bella, Bella już cie lubię.
-Nigdy, zobaczysz jeszcze będziesz moja.- James wypowiada te słowa z taką pewnością siebie, szkoda że nie wie, ze jest na straconej pozycji.
-Więc? Rose zaprowadzisz mnie do Hermiony?- zwraca się do mnie. Prawie zapomniałam, ze wszyscy jej szukają.
-Tak, jasne, choć ze mną.
Odwracam się na pięcie i wychodzę z pokoju Hugona, za mną idzie Bella. Prowadzę ją przez korytarz, aż do schodów. Denerwuje mnie ta cisza, chętnie bym z nią o czymś pogadała, ale nie mam pojęcia o czym.
-Nieźle dopiekłaś Jamesowi...- zaczynam, chcę aby mój głos był spokojny, nie mam zamiaru jej urazić tą uwagą.
-Mówisz o tym idiocie, który mnie pocałował? Nie wiem skąd się urwał, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tak żałosnego kolesia jak on.- po jej wypowiedziach wnioskuje, że ma dziewczyna charakterek.
-Jest moim kuzynem...
-Przepraszam nie chciałam...- wygląda na to, ze zrobiło jej się przykro.
-Nie martw się, też za nim nie przepadam.-mówię to takim tonem, jak tata i uśmiecham się pokrzepiająco, odpowiada mi tym samym.- Więc będziesz chodziła do Hogwartu?- pytam.
-Hermiona i Ron chcieli mnie do tego przekonać, ale nie jestem pewna. Za mało wiem o tej szkole, żeby dać się tam wysłać.- wygląda na lekko przestraszoną, jak jakiś mały szczeniaczek. Szkoda mi jej, moja mama nie jest mistrzynią wyjaśnień.
Zatrzymuję się na 2 piętrze, Bella staje tuż za mną. Odwracam się do niej i zaczynam mówić.
-Więc? Co chciałabyś wiedzieć o tej szkole?
-Nie mam pojęcia. Cokolwiek, zacznij mówić wszystko co wiesz, a ja będę słuchała.- proponuje Bella.
-Dobra, niech ci będzie, ale chodźmy do mojego pokoju. nie będziemy rozmawiać na schodach.
Bella kiwa głowa. Uśmiecham się i zaczynam się kierować z powrotem na 3 piętro. Bella idzie cały czas za mną. Jesteśmy na piętrze i zaczynamy kierować się w stronę mojego pokoju. Mijamy tą paskudną rzeźbę kupidyna przy wejściu do łazienki, skręcamy w prawo. Wchodzę do mojego pokoju i czekam na Belle. Nie wygląda na przekonaną co do tego, czy może mi ufać, więc wykonuje zapraszający gest ręką i uśmiecham się do niej. Wchodzi do pokoju. Rozglądam się po korytarzu, żeby sprawdzić czy nikt nie będzie nas podsłuchiwał. Nikogo nie ma, pustki. Wsuwam się z powrotem do pokoju i zamykam drzwi.Wskazuje Belli sofę, żeby usiadła, a sama siadam w moim ulubionym fotelu i kładę nogi na stole.Dziewczyna wygląda na zakłopotaną, przygląda się moim glanom, zdejmuje nogi ze stołu, bo czuję się troszkę dziwnie. Zawsze kładę nogi na stole, nieważne czy jestem w Hogwarcie czy w domu zawsze to robię i nikt nie zwraca na to uwagi, ale skoro jej to przeszkadza.
-Taki nawyk.- tłumaczę się.
-Nie  ma sprawy. Też mam kilka złych nawyków.-uśmiecha się i rozgląda po pokoju.-Miałaś mi opowiedzieć o tej szkole...
-Tak, ale to może zaczekać. Teraz zajmiemy się ważniejszą sprawa.
-Jaką?-pyta przestraszona. nie chciałam jej przestraszyć.
-Co łączy cię z Jamesem?-pytam, a na moich ustach wykwita radosny uśmiech.Bella rumieni się.-Nie mogłam cię o to spytać na schodach, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek to usłyszał- wyjaśniam.
-Aha. A co chcesz konkretnie wiedzieć?- nie wygląda jakby chciała udzielać mi jakichkolwiek wyjaśnień, ale nie ma wyboru.
-Zacznijmy od czegoś prostego...Jak to się stało, że wylądowałaś na nim?-musiałam o to zapytać, nie miejcie mi tego za złe.To tylko czysta ciekawość.
-Co?!- jej reakcja jest dość zabawna. Zamyka i otwiera usta, a w końcu spuszcza głowę i cała się rumieni.- Przewróciłam się.-mamrocze pod nosem, ledwo słyszalnym głosem.
-Możesz powtórzyć? Niedosłyszałam.- udaje że nadstawiam ucho, żeby zrobić jej na złość. Widać, że aż się w niej gotuje.
-PRZEWRÓCIŁAM SIĘ, MOŻE BYĆ?!- krzyczy na cały głos.
-Okej. Nie krzycz tak, bo zaraz ogłuchnę-mówię srogim głosem, a potem obie zaczynamy się śmiać.
-Przepraszam, po prostu mam już ich wszystkich dość. Hermiona i Ron zakradają się do mojego domu i mówią, że jestem czarownica, potem kłócę się z mamą, a teraz ten cały James. Święty by oszalał.
-Nie martw się, ja też nie lubię Hermiony, a James mnie strasznie wkurza, ale idzie się przyzwyczaić.
-Na szczęście to pierwszy i ostatni raz, kiedy widzę tego całego Jamesa - mówi z ulgą.
-Czyli ci nie powiedzieli?
-O czym?- wygląda na zdziwioną, więc moje przypuszczenia się potwierdzają, nie powiedzieli jej jeszcze.
-Ministerstwo zadecydowało, że zostajesz tu na całe wakacje. Masz specjalny program doszkalający, którego zadaniem jest przygotować cię do 5 roku w Hogwarcie. Hermiona ma być twoją korepetytorką. James, Albus i Lily przyjechali tu, żebyś spędziła trochę czasu ze swoimi rówieśnikami. Twoja mama miała przysłać jutro twoje rzeczy.


                              Bella
Że co proszę?! Chyba zaraz oszaleję. Mam mieszkać przez miesiąc z tym idiotą?! Chyba nie może być gorzej.
-Jesteś pewna, ze to nie pomyłka?- pytam z nadzieją.
-Absolutnie. Powiadomili nas trzy dni temu- wyjaśnia.
-Czekaj...Trzy dni temu?
-Tak...- odpowiada zdziwiona i patrzy z niepokojem na mnie.
-Wtedy dostałam list z tej całej szkoły. W kopercie były trzy kartki...
-Trzy?- przerywa mi.- Zazwyczaj są dwie- wyjaśnia.
Jakby to miało jakieś większe znaczenie. Co za różnica czy są trzy czy dwie kartki. Ludzie zlitujcie się, to nie koniec świata. Sięgam do kieszeni spodni i wyjmuję pomięte kartki, rozkładam je i pokazuje jej.
-Widzisz? Nie kłamałam- dziewczyna wygląda na mocno zdezorientowaną.
-Mogę?- pyta i sięga po kartki.
Kiwam głową i podaje je jej. Rose przygląda się im i wygląda na zdziwioną. Oddaje mi: list zawiadamiający o przyjęciu na 5 rok i listę rzeczy potrzebnych uczniowi piątego roku. Nadal czyta list od pani dyrektor. To ta kartka, która rano czytałam ze trzy razy. Piszę na niej coś o mugolach itd, ale nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Mimo to Rose wygląda na szczerze zdziwioną.Odrywa wzrok od kartki i patrzy na mnie.
-Naprawdę nie masz w rodzinie żadnego czarodzieja?- pyta.
-Tak na 100%- odpowiadam znudzonym głosem.
-Ale wiesz, że to niemożliwe żeby ktoś bez magicznego przodka został czarodziejem?- pyta takim głosem, jakby od tego zależały losy świata.
-Tak wiem, coś o tym było na tej kartce.- Rose znów patrzy na kartkę, jakby sprawdzała czy niczego nie przegapiła.
-Hmmm...- dziewczyna patrzy to na mnie, to na kartkę i tak cały czas.
Ta cała sytuacja zaczyna mnie irytować. Każdy cały czas gada coś o jakiejś tam magi, a puki co nie zobaczyłam jeszcze nic magicznego.  Wyprostowuję się w fotelu i opieram wygodnie. Czekam, aż Rose ochłonie. Rozglądam się po pokoju i nagle słyszę krzyk z dołu...
-Witajcie kochaneczki!!!- po głosie wnioskuję, że to jakaś starsza kobieta. O ile się nie mylę to Hermiona wspominała coś o jakiejś Molly, która miała wpaść do nich na obiad. Ciekawe kiedy odeślą mnie do domu, nie dam się tu trzymać siłą...
-Au!- krzyknęłam.
Nawet nie zauważyłam kiedy Rose oderwała się od listu. Teraz ciągnie mnie gdzieś za rękę.Zbiega po schodach, a ja toczę się za nią, bo inaczej nie da się nazwać mojego nieudolnego biegu po schodach. Rose zamiast być w zadumie, jak podczas czytania listu jest cała w skowronkach i bez przerwy podskakuje. Gdyby nie jej poprzednie zachowanie pokusiłabym się o stwierdzenie, że dziewczyna ma ADHD. Jesteśmy  już na parterze, szybko poszło.
-Molly!!! Nareszcie jesteś. Nie mogłam się doczekać.- zaczyna krzyczeć i puszcza moją rękę. Rose rzuca się w objęcia kobiety, a ja po raz kolejny ląduje w objęciach Jamesa, który ratuje mnie przed upadkiem. O ironio. Ile razy jeszcze wpadnę na tego kolesia?!
-Hej Belluś - wita się i patrzy na mnie tymi swoimi oczami. Chyba jednak mu się to nie znudzi.-Wiedziałem, że jeszcze wpadniesz.- mówi i puszcza do mnie oczko.
Jeszcze chwila i oszaleję. Najgorsze jest to, że trzyma mnie tak mocno, że nie mam szans się wyplątać. Nagle ktoś łapie mnie za rękę i zabiera od Jamesa. Nareszcie nadeszło moje wybawienie!Hip... hip... HURA!!! Moja euforia jest nie do opisania. Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie zwracam uwagi na to, kto mnie uratował. Po ocknięciu się z chwilowej euforii, jestem gotowa stwierdzić, że moja aura może powalić słonia. Przede mną stoi dokładna kopia Jamesa. Chłopak patrzy na mnie, uśmiecha się i przyjacielsko ściska mi dłoń.
- Witaj Bello. Pozwól że się przedstawię. nazywam się Albus Severus Potter.- uśmiech nadal nie schodzi z jego twarzy, ale ten uśmiech nie jest uwodzicielski, jak Jamesa jest za to bardzo przyjazny. Nie wierzę że obaj tak bardzo się od siebie różnią.
-Miło mi- odpowiadam i uśmiecham się do niego przyjaźnie.
-Albus jak możesz?! - za plecami usłyszałam obrażony głos Jamesa.Praktycznie zapomniałam to tym dupku.
-James nie martw się, wszyscy jesteśmy tu, żeby pomóc jej w nauce. Nawet ty będziesz mógł ją sobie zatrzymać na moment. A tym czasem...- Albus obrócił się na pięcie i z uśmiechem na ustach podszedł do Molly. - Witaj babciu- powiedział i przytulił się do kobiety.
-Witaj kochaneczku. Co słychać u Harry'ego?
-Wszystko dobrze, ale ma dużo pracy, jako auror. Artur przyjechał z tobą?- zapytał i rozejrzał się po pokoju.
-Przykro mi, ale nie..- kobieta spuściła głowę.-Przeprowadza interwencje...- wyjaśnia.
Nie mam pojęcia o co jej chodzi, ale wygląda jakby było to coś poważnego.Przez chwilę mam wrażenie, ze wszyscy się na mnie patrzą, ale to chyba tylko moje złudzenie. Wpatruję się przez chwilę w Albusa i Molly.
Po chwili czuję, jak ktoś łapie mnie za ramię i odkręca w swoją stronę. To pewnie James. Nie znoszę go.
-James, mógłbyś puścić moje ramie?- pytam z irytacją w głosie.
-Nie nazywam się James- słyszę w odpowiedzi.
Patrzę w stronę mojego oprawcy i czuję, jak cała krew napływa mi do policzków. Przede mną  stoi dziewczyna, co ciekawe ruda dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Uśmiecham się do niej delikatnie, bo nie mam pojęcia, co innego mogłabym zrobić. Po dziewczynie widać, że jej irytacja szybko nie zniknie. Nie jest dobrze, oj nie jest. Cofam wcześniejszy uśmiech i sięgam ręką, aby zdjąć jej dłoń z mojego ramienia. Ktoś mnie w tym wyręcza. Słyszę ciche syknięcie z ust dziewczyny i widzę jej niezadowoloną minę.
-Albus, jak miło cię widzieć- na ustach dziewczyny maluje się wredny uśmiech.-Czyżbyś bronił naszej kochanej Belli? A może ona jest twoją, nową zdobyczą?- z jej krtani wyrywa się szyderczy śmiech.
-Lily, przeginasz. Jeśli nie chcesz tu być, to wróć do rodziców. Nikt cię nie będzie błagał, żebyś została- odpowiada jej bardzo spokojnie, ale widać, że najchętniej by ją zabił.Puszcza jej rękę z mocnego uścisku. Dziewczyna rozmasowuje nadgarstek, a ja widzę, że na jej ręce został duży czerwony ślad. Dziewczyna zaczyna iść w stronę schodów, ale zatrzymuje ją głos Hermiony.
-Lily, zaraz będzie obiad- oznajmia.
-Nie jestem głodna- odpowiada jej zimnym tonem głosu Lily. Zaczyna kierować się na górę. Po chwili słychać, trzaśnięcie drzwiami.
Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Mam być na nią zła? Nie, przecież nie mam o co się gniewać. Może powinno być mi jej szkoda? To też nie to. Co do całej tej sytuacji mam setkę mieszanych uczuć.
-Bella?- słyszę za sobą głos Albusa i czuje na ramieniu jego uścisk, zwykły delikatny uścisk. Nie taki jak ten, który zafundował Lily, ale całkiem inny ciepły i przyjacielski.Odwracam się w jego stronę, a on posyła mi ciepły uśmiech.- Nie przejmuj się nią. Ona już taka jest. Zobaczysz za kilka dni będziecie najlepszymi przyjaciółkami.-mówi.
-Wątpię- odpowiadam mu i oboje wybuchamy śmiechem.
-Choć przedstawię Cię Molly- proponuje i łapie mnie za rękę. Nawet nie czeka na moje pozwolenie. Od razu prowadzi mnie do kobiety.
-Molly, to jest Bella- Albus wskazuje na mnie ręką, a ja kiwam głową na przywitanie.
-Wiem kochaneczku. Ron i Hermiona zdążyli mi już o niej opowiedzieć. Miło mi Cię poznać kochanie- mówi i przytula mnie.
-Mi panią też- odpowiadam.
-Ooo... Zbiorowy przytulas- słyszę za plecami i czuję jak James łapie mnie w tali i kładzie mi głowę na ramieniu. Jestem zniesmaczona tą sytuacją. Molly widząc to odsuwa się i posyła mi dobroduszny uśmiech.
-Idę pomóc Hermionie w kuchni- mówi i puszcza do Jamesa oczko.
Wzdycham i rozglądam się po pokoju. nawet nie zauważyłam kiedy wszyscy się zmyli. Takim oto sposobem jestem w pułapce. Stoję na środku korytarza, a James nie chce mnie puścić. Czuje się jak mucha złapana przez muchołapkę. Łapię za dłonie Jamesa i próbuje je jakoś odepchnąć, ale na nic zdają się moje wysiłki. Słyszę przy uchu głos Jamesa.
-Nie puszczę Cię, kotku- mam ochotę go zamordować, ale odwracam się w jego stronę. Nasze twarze dzielą zaledwie centymetry. Przysuwam swoje usta do jego ucha.
-Zapomniałeś chyba o naszej małej obietnicy- mówię słodko, ale z nieukrywaną  złością.
-Mylisz się. Nasza umowa dotyczyła słów: słonko i skarbie, o kotku nie było mowy- widzę na jego ustach ten pewny siebie uśmiech. Ma racje, czyli teraz jestem kotem. Nie jest dobrze. James przygryza wargę i przyciąga mnie do siebie, dzieli nas jedynie kilka milimetrów i nagle słyszę głos Rose. Kobieto nie masz pojęcia o tym, jak bardzo wdzięczna ci jestem.
-O! Tu jesteście. Chodźcie na obiad. James masz natychmiast ją puścić- mówi to tak stanowczo, ze aż zaczynam się bać.
Widzę zniesmaczenie na twarzy Jamesa i czuję jak mnie puszcza. Mam ochotę dogryźć mu jakoś, ale nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Chyba jednak pójdę już na ten obiad. Czuje jak James łapie mnie za rękę, odwracam się w jego kierunku.
-Przepraszam- mówi cicho, a na jego twarzy nie widać nawet cienia dawnego uśmiechu.
Puszcza moją dłoń i idzie w kierunku Rose. Stoję przez chwilę myśląc nad jego przeprosinami. Z mojej zadumy wyrywa mnie głos Rose.
-Bella, choć już!
-Już idę- odpowiadam jej i kieruję się w jej kierunku.


                                James
          Nie chciałem tego zrobić tzn. chciałem, ale nie w ten sposób. A może właśnie w ten sposób? To chyba możliwe. Dobra, szczerze to sam nie wiem, czemu to zrobiłem. To był taki impuls. Za pierwszym razem się powstrzymałem, ale teraz gdyby nie Rose... Dlaczego Bella musi tak na mnie działać?Co ja w ogóle robię?! Myślę o jakiejś tam lasce. Musze dać sobie z nią spokój. Nie potrzebuje kolejnej fanki.
          Mijam w korytarzu Rose, nie jest zadowolona moim zachowaniem. I dobrze. Uśmiecham się do niej szelmowsko. Rose wygląda jakby chciała rzucić na mnie Avade. Hahahah Rose się zbulwersowała.Ojoj niedobrze. Tak naprawdę wcale mnie to nie obchodzi. Wchodzę do kuchni i widzę całą szczęśliwą rodzinkę. Zajmuje miejsce obok Hugona. Podnosi on na mnie swój, zdziwiony wzrok.
-Gdzie Rose i Bella?- pyta i patrzy w stronę drzwi.
-Nie mam pojęcie, zresztą co mnie to obchodzi- odpowiadam lekceważąco.
-Myślałem, że...
-Myliłeś się- przerywam mu.
Nie chcę o tym gadać z nikim, nie ważne czy miałby to być Hugon, Nate, Rose, Albus czy ktokolwiek inny. Chyba po raz pierwszy przejmuję się jakąś dziewczyną. Nie no, teraz to przesadziłem, ja się nią nie przejmuje. Bella wcale mnie nie obchodzi. o właśnie weszła do kuchni. Wygląda na lekko zdezorientowaną, co jest całkiem słodkie.Dobra, mniejsza o nią. Ciekawe co jest na obiad. Hmm... Po zapachu wnioskuję, że pieczone ziemniaki i... O ironio! Bella siada naprzeciw mnie,a Rose obok. Nie jest dobrze. Idę o zakład, że Rose będzie się na mnie mściła. Ale to nie moja wina, że ona i Scorpius, tak bardzo do siebie pasują.
-Hej Rose. Co ostatnio słychać u twojego ukochanego?- pytam i puszczam do niej oczko. Uwielbiam ją denerwować.
-Nie mam zielonego pojęcia o kim mówisz- oznajmia i nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem.
-Oj Roseee... Nie bądź taka! Powiedz wszystkim o swoich kontaktach ze Scorpiusem MALFOY'EM- mówię to tak głośno, aby Ron usłyszał.
-Rose!!! Czy on powiedział MALFOY?!- z drugiego końca stołu odzywa się Ron.
-Hahah 1:0 dla mnie, Rose- nie potrafię przestać się śmiać.
-Tato niestety przesłyszałeś się- odpowiada niby spokojnym głosem, ale widać że aż się w niej gotuje.
-Mam nadzieje. Wiesz że nie tolerujemy Malfoy'ów, to śmierciorzercy- mówi nienawistnym tonem.
-Tato, śmierciorzerców już nie ma, tak samo jak i Voldemorta- widać, że biedna Rose jest na skraju załamania. O jak mi niezmiernie przykro.
-To nie zmienia faktu, że kiedyś byli. Poza tym wiesz jak jego ojciec traktował mnie i twoja matkę- lata praktyki w byciu aurorem sprawiły, że Ron jest coraz mniej wybuchowy, ale Rose nie. Tylko na to czekam. Jeszcze tylko chwila, a wybuchnie.
-Tato ty nic nie rozumiesz!- krzyczy łamiącym się głosem. Już widzę łzy w jej oczach.
Rose wstaje od stołu, mija mnie i wybiega na korytarz.
-Nie ma za co, Rose!- krzyczę za nią i posyłam wredny uśmieszek Belli.
Ona też wstaje od stołu i wychodzi. Do kuchni wchodzą Molly i Hermiona. Sam również wstaje od stołu, mam tego wszystkiego już dość.
-Gdzie idziesz?- słyszę głos Molly.
-Nie jestem głodny, ale reszcie życzę, żeby się wszyscy udławili- mówię i macham ręką na pożegnanie. Wychodząc puszczam oczko do Hugona, który wygląda na mocno zdezorientowanego.  


                               C.D.N


1 komentarz:

  1. Mega *.* Ogólnie to Bella bardzo przypadła mi do gustu a James jest dokładnie taki jak go sobie wyobrażałam! :D Czekam na ciąg dalszy :)

    Mrs.Black

    OdpowiedzUsuń