Bella
Albo oszalałam, albo James ma jakieś rozdwojenie jaźni. Znając moje szczęście to, to pierwsze. Jestem w tym domu wariatów raptem od wczoraj, a już odkryłam w sobie chęć trzymania się z dala od Jamesa. Raz mam wrażenie, że jest normalnym chłopakiem, mającym ciut zbyt duże ego. Innym razem mam wrażenie, że gadam z przyszłym psychopatą. Przed chwilą miałam styczność z jego milszą wersją, ale znając życie zaraz wszystko się zmieni. Niestety, ale moje życie jest passą nieszczęść. Tak było, kiedy... On... Bella nie zamęczaj się przeszłością. Teraz jesteś czarownicą i idziesz do Hogwartu, niebawem wszystko się zmieni.
Właśnie Hogwart! Prawie zapomniałam o Pokątnej. Patrzę na Albusa i zauważam, że mi się przygląda.
- Wszystko dobrze? - pyta, a w jego głosie słychać troskę.
- Jasne.
Uśmiecham się lekko w jego stronę. Nie chcę, żeby pytał o czym myślałam. Jeszcze nie czas, żebym im o wszystkim powiedziała.
- To co teleportujemy się? - pytam z nadzieją, że zdążyli zmienić zdanie.
- Aaa... Tak. - odpowiada mi Albus, ale jego głos wydaje się dziwnie zamyślony. - Rose poszła poszukać proszku, kiedy ty... - urywa i patrzy z nadzieja w stronę Jamesa.
- Kiedy ty miałaś zacinke życiową - przymilnie kończy jego odpowiedź James. - Swoją drogą... - James patrzy na zegar stojący w rogu pokoju.- Trwała ona jakieś 10 minut.
Mimowolnie spuszczam głowę. Mam wrażenie, że jeszcze chwila i rzucę się na tego dupka z pięściami. Może nie wyglądam na typową myślicielkę, ale czasem mam takie zacinki, kiedy myślę o Nim... Nie mam zamiaru się nikomu z nich tłumaczyć. I tak by mnie nie zrozumieli. Z chwilowego zamyślenia wyrywa mnie głos Jamesa.
- Czyżbym wyczuwał kolejną zacinkę?
Nie mam ochoty wdawać się z nim w dyskusję. Posyłam mu najbardziej złowrogi uśmiech, jaki widział świat i mam nadzieję, że to mu wystarczy. Jakiekolwiek rozmowy na relacji Bella - James, James - Bella są zbędne. Jak zwykle sytuacje ratuje Albus.
- Nie chciałem wam przerywać - znacząco uśmiecha się w stronę Jamesa.- Ale "niestety" muszę. Czas nas goni, a ty nawet nie wiesz, jakie sklepy musimy odwiedzić.
- Więc zacznij swe wywody kochany braciszku.
Widocznie coś mnie ominęło. Ciekawe co spowodowało te "małe" zgrzyty między nimi. James usiłuje wyprowadzić Albusa z równowagi, ale ten nie daje za wygraną.
- Musimy dzisiaj odwiedzić sklep z używanymi podręcznikami, to samo jeśli chodzi o szaty. Niestety, ale dofinansowanie załatwione przez Hermionę dla ciebie, jako nowej uczennicy, jest zbyt niskie na nowe rzeczy. Musimy zakupić dla ciebie podręczniki na 5 rok, co do pozostałych to Hermiona ma je gdzieś schowane, więc nie będzie problemu. Musimy kupić ci różdżkę, a z tym może być większy problem.
- Niby czemu? - pytam.
Trochę dziwi mnie to co powiedział. Miałam wrażenie, że to jest jedyna rzecz z którą nie powinno być problemu.
- Po różdżkę musisz iść osobiście, bo to różdżka wybiera właściciela. Dlatego potrzebny jest James.
James uśmiecha się w moją stronę i wykonuje swój popisowy ukłon.
- Jesteś na mnie skazana kotku.
Wzdycham. Nie mogę pozwolić, by to on dyktował mi warunki. Albus wybawca wkracza do akcji.
- Ja pójdę po podręczniki i akcesoria potrzebne do lekcji eliksirów, więc nie mam czasu na szukanie różdżki. Rose pójdzie po ciuchy dla ciebie i rozpatrzy się za pergaminem i piórami. Ona też nie będzie miała czasu. Niestety, ale przez serię dzisiejszych wypadków straciliśmy zbyt wiele czasu byśmy mogli wszędzie chodzić razem, ale potem ci to jakoś zrekompensujemy. Na chwilę obecna ty jesteś skazana na Jamesa. Pójdziecie razem po różdżkę i do sklepu zoologicznego.
- Po co mamy iść do sklepu zoologicznego?
- Ponieważ przepisy w Hogwarcie się pozmieniały i obecnie każdy uczeń musi posiadać jakieś zwierzę. Do wyboru masz: kota, sowę, szczura lub węża, jeśli takie będzie twoje życzenie, ale ich ci nie polecam.
- Skąd wezmę pieniądze na zwierzaka skoro ledwo starczy na książki?
Ni stąd, ni zowąd odzywa się James:
- I tu wkraczam ja księżniczko. Powiedzmy, że będzie to prezent urodzinowy ode mnie.
Uśmiecha się szelmowsko w moją stronę.
-Skąd....? - zaczynam, muszę mu zadać to pytanie.
- Skąd wiem, że niedługo twoje urodziny? Mam swoich informatorów.
Stoję oniemiała. Ciekawe, jak wiele o mnie wie? Ja nie wiem o nim praktycznie nic, a on może znać cały mój życiorys. Mam nadzieję, że nie wie o ...
Do salonu wchodzi Rose. Jest cała zdyszana. W ręce trzyma torebkę z proszkiem.
-Coś mnie ominęło? - pyta i uśmiecha się w moją stronę.
Suzanne
I pomyśleć, że dałam się Ianowi namówić na przejażdżkę Błędnym Rycerzem. Nauczka na całe życie. W ciągu niecałej godziny otarłam się o śmierć co najmniej 5 razy. To aż o 5 razy za dużo.
Właśnie wychodzimy z autobusu. Ian po raz 100 już mnie przeprasza.
- Nie miałem pojęcia, że masz aż tak silną chorobę lokomocyjną - mówiąc to uśmiecha się ironicznie.
Posyłam mu spojrzenie mówiące " Serio?!". Ian nie może powstrzymać śmiechu, a ja czuję kolejną falę mdłości. Gdyby nie to, że znam go od dziecka, zabiłabym go już dawno. Ale to mój najlepszy i jedyny przyjaciel. Jakimś cudem po 5 minutach Ianowi udało się powstrzymać śmiech, ale cóż taki już jego urok.
-Dobra... Nie złość się. Żeby zrekompensować ci tę niefortunną przejażdżkę zabiorę cię na piwo kremowe. Może być?
Posyłam Ianowi wymowne spojrzenie, ale po chwili zgadzam się na jego propozycję. Jest szansa, że spotkamy kogoś znajomego w Złotym zniczu*. Alice wspominała, że ma zamiar wybrać się dziś na Pokątną. Prawie zapomniałam o różdżce. Ian marszczy brwi, wygląda na to, że on też zapomniał. Ian podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę. Zaczyna iść wzdłuż Pokątnej, ciągnąc mnie za sobą.
- Musimy ci kupi najlepszą różdżkę na świecie. Dzisiaj twoje urodziny.
No tak! Całkiem zapomniałam. To dziwne, że on nie zapomniał. Dziś kończę upragnione 15 lat. Niech ten dzień należy do udanych. Uśmiecham się w stronę Iana. Chyba zrozumiał co mam na myśli. Może to dziwne, ale czasem mam wrażenie, że Ian czyta w moich myślach.
Idziemy ulicą. Mijamy aptekę. Patrzę w szybę wystawową i wydaje mi się, że widzę tam Nate, ale to pewnie tylko ktoś do niego podobny. Chociaż... Możliwe, że to był on. Rozglądam się w tłumie i próbuje znaleźć inne znajome twarze. Możliwe, że więcej osób wybrało się dzisiaj na pokątną. Fajnie byłoby spotkać tu ludzi ze szkoły. Może ktoś zgodziłby się pójść ze mną i Ianem do Złotego znicza, świętować moje urodziny. To byłyby najlepsze urodziny na świecie, gdyby ktoś chciałby się przyłączyć, ale wątpię żeby znalazł się jakiś chętny. Jeśli już to może Alice, fajnie byłoby ją dzisiaj spotkać. Potrząsam głową. Nie powinnam się dołować. Są moje urodziny. Uśmiecham się sama do siebie i podnoszę głowę do góry.
Właśnie mijamy sklep z używanymi mundurkami. Widzę Rose, chcę do niej podbiec i się przywitać, ale widzę że ona wchodzi do tego sklepu. To dziwne, nie ma po co tam chodzić. Jej rodzice są aurorami i zarabiają mnóstwo pieniędzy. Może coś się stało. Ian zauważył, że patrzę przez szybę na Rose.
- Nie martw się, nic się nie stało. Ona kupuje tam ubrania dla nowej dziewczyny, która ma dojść do twojego rocznika. Ta dziewczyna nazywa się chyba Bella. Hermiona ma ją uczyć przez wakacje, ale wszystkie potrzebne rzeczy muszą zakupić wcześniej - wyjaśnia z uśmiecham na twarzy.
Ma szczęście. Udało mu się mnie uspokoić. Uśmiecham się do niego. Nawet nie zauważyłam, że już jesteśmy pod sklepem pana Johna* - sklepem z różdżkami. Ian puszcza moją rękę, żeby otworzyć drzwi. uśmiecham się na myśl o nowej różdżce.
Scorpius
Chyba do końca oszalałem. Jak mogłem dać się wciągnąć w tę chorą sytuacje. To wcale nie było mi do szczęścia potrzebne. Notuję w głowie, żeby nigdy więcej nie jeździć z Alice na zakupy. To jakieś szaleństwo. Może i jestem czarodziejem, ale noszenie tych wszystkich rzeczy jest ponad moje możliwości. Nie jestem jakimś tragarzem, jestem Malfoy'em. Najgorsze jest to, że jakimś cudem zgubiłem ją. Ona nie ma dla mnie żadnej litości. Szukam jej wzrokiem po ulicy i zauważam, jak wchodzi do sklepu z używanymi mundurkami. Co ona tam do licha ma zamiar kupić. Wzdycham ciężko i ruszam w tamtą stronę. Wchodzę do środka sklepu, a to co tam widzę przewyższa moje najśmielsze oczekiwania. W sklepie jest Rose! Ale jakim cudem?! Przecież ona ma forsy, jak lodu. Alice właśnie z nią rozmawia. Podchodzę do nich z uśmiecham na ustach.
- Alice, nie zapomniałaś o czymś? - pytam.
Obie odwracają się w moja stronę. Rose wybucha niekontrolowanym śmiechem. Muszę bardzo zabawnie wyglądać z tymi torbami. Unoszę brwi do góry i udaje zaskoczonego.
- Mogę wiedzieć, co cie tak bawi, Rose?
- To, że nawet ty, jako Malfoy musisz dorabiać w wakacje - odpowiada i uśmiecha się w moją stronę.
- Przynajmniej nie muszę kupować ubrań w takim sklepie, w przeciwieństwie do ciebie.
Alice kręci głową i zwraca się do mnie.
- To nie są ubrania dla niej, tylko dla tej nowej.
- Dla jakiej nowej?
- Ona chyba nazywa się Bella. Ma zacząć chodzić na 5 rok - wyjaśnia.
- Nadal nie rozumiem czemu kupujesz jej mundurek tutaj - mówię do Rose.
Chyba dopiero zauważyła, że nadal stoję przed nią. Rose mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się ironicznie.
- Chyba zapomniałeś, jak niskie jest dofinansowanie dla mugoli w Hogwarcie.
- To ona jest mugolką? Tata mi wspominał, że ma dojść jakaś dziewczyna, ale myślałem że jest harłakiem. Podobno odkryła swoje moce niedawno. Jakim cudem może być mugolem?
- Wyobraź sobie, że może - odpowiada (z nie krytą złością) Rose.
Ciekawe, co ją tak zdenerwowało. Z resztą co mnie to obchodzi. Patrzę w stronę Alice i uśmiecham się do niej.
- Możemy już iść? Miałaś jeszcze kupić prezent dla Suzanne i musimy być przed nią w Złotym zniczu - zwracam się do Alice.
- A tak - odpowiada. Chyba się zamyśliła. - Rose, jak skończysz zakupy to wpadnij do Złotego znicza.
Posyłam Rose ostatni uśmiech i razem z Alice wychodzę ze sklepu.
Bella
Co jest gorsze od dnia z Jamesem? Zakupy z Jamesem. Te zakupy przejdą do historii. Nie dość, że muszę kupować z nim różdżkę to jeszcze ten przeklęty sklep zoologiczny. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz obchodziłam urodziny. Mama nigdy nie miała na to czasu. Nigdy nie miałam zwierzaka, a teraz wszystko ma się zmienić. To za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.
Właśnie idziemy ulicą Pokątna. Po drodze mijamy dużo ludzi. Pomyśleć, że jedną ulicę, akurat o tej porze postanowiło odwiedzić tak wielu czarodziei. Mijamy dwójkę blondynów dziewczynę i chłopaka. Dziewczyna idzie z przodu i mówi o czymś, a chłopak idzie za nią i niesie masę torb. Musze przyznać, że wygląda to komicznie. Para wchodzi do Złotego znicza. Ciekawe co to jest za miejsce.
- James?
- Tak?
- Co to za miejsce? - pytając wskazuję palcem na miejsce, w którym zniknęła para.
- To taka jakby kawiarnia, bar zresztą nazywaj to jak chcesz. A ludzie, którym się przyglądałaś to Alice i Scorpius - przyjaciele Albusa.
- To ten Scorpius? - pytam przypominając sobie o małej sprzeczce między Rose a Jamesem.
- Tak dokładnie ten.
- A ta dziewczyna?
- To jego przyjaciółka. Już jesteśmy. Czas kupować różdżkę.
James staje w miejscu i otwiera przede mną drzwi. Wchodzę do sklepu, a za mną James. W sklepie są trzy osoby - sprzedawca i jakaś para. Dziewczyna widocznie kupuje różdżkę. Witam się ze sprzedawcą skinieniem głowy, odpowiada mi tym samym. Dziewczyna wymachuje różdżką, a kiedy nic się nie dzieje sprzedawca podaje jej kolejną. Chłopak, który stoi koło niej odwraca się w nasza stronę. Uśmiecha w naszą stronę i podchodzi.
- Czyżby kolejna wybranka, James? - pyta.
Patrzę w stronę Jamesa i śmiem twierdzić, że jego mina nie wróży nic dobrego.
- Możliwe - odpowiada, próbując zachować spokój ale widać, że aż się w nim gotuje. Biedny James, nawet jemu ktoś potrafi dopiec. Już lubię tego gościa. Chłopak odwraca się w moją stronę i łapie mnie za prawą rękę. Moja twarz nie kryje zdziwienia.
- Miło mi cię poznać. Nazywam się Ian. Jakbyś miał jakieś problemy z Jamesem to zwróć się do mnie - mówiąc to uśmiecha się.
Odwzajemniam uśmiech.
- Dzięki, ale wątpię czy twoja dziewczyna będzie z tego zadowolona.
Wyswabadzam rękę, a chłopak nie kryje zdziwienia.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz - oświadcza.
- O dziewczynie z którą tu przyszedłeś - wyjaśniam.
Chłopak uśmiecha się do mnie.
- To Suzanne - moja przyjaciółka.
Ale wtopa. Cała się rumienie Nie mam pojęcia co powiedzieć. Wyszłam na idiotkę.
- Nie martw się. Wiele osób uważa nas za parę, ale nią nie jesteśmy - wyjaśnia.
Patrzę w stronę dziewczyny, żeby się upewnić czy to, co mówi to prawda. Dziewczyna kiwa głową i uśmiecha się. Tym razem to ja podaje mu dłoń.
- W takim razie mi też miło cię poznać. Jestem Bella.
- Miejmy nadzieję, że będzie to owocna znajomość.
- I krótka - odzywa się James.
Mam ochotę go zabić. Za kogo on się uważa?!
- A to się jeszcze okaże - odpowiada mu z uśmiechem na ustach Ian. - Chyba twoja kolej na wybór różdżki - zauważa.
- Och prawie o tym zapomniałam.
Puszczam rękę Iana i podchodzę do lady. Mężczyzna stojący przy ladzie uśmiecha się do mnie dobrodusznie i pyta:
- Czy to będzie twoja pierwsza różdżka?
Kiwam głową.
- Zacznijmy więc może od ostrokrzewu i włosa jednorożca - mówiąc to podaje mi różdżkę. - Machnij.
Wykonuję delikatny ruch nadgarstka i nic się nie dzieje.
- To jednak nie tam - mówi sprzedawca i podaje mi kolejną i tak sprawdzam 15 różdżek. 5 z nich w ogóle nie zareagowało a 10 sprawiło drobne wybuch. Sprzedawca nadal twierdzi, że to nie to. W końcu podaje mi różdżkę. Mówi, że to mahoń i kieł bazyliszka 11 cali sztywna.
Wykonuję ten sam ruch, co wcześniej. Tym razem z różdżki wydobywa się światło a przede mną pojawia się jasnoniebieski świetlisty wilk. Sprzedawca i James patrzą na mnie oniemieli.
- Czy tak powinno się stać? - pytam ale nikt mi nie odpowiada.
*Złoty znicz - nowa baro-kawiarnia otworzona na ulicy Pokątnej. Za czasów Harry'ego wszystko prawie zostało zniszczone na Pokątnej, więc na potrzeby bloga stworzyłam nowe miejsca. Złoty znicz należy do rodziców Candy (patrz bohaterowie). Jest to miejsce bardzo lubiane przez nastolatków i bohaterów mojego bloga.
**sklep pana Johna - zastępstwo dla sklepu pana Ollivander'a, który już nie istnieje z powodu śmierci właściciela.
Od autorki: Dawno nie dodawałam rozdziałów, za co was serdecznie przepraszam. Niestety, ale przez ostatni czas nie miałam, jak dodać rozdział, bo miałam duże problemy z komputerem, ale teraz już ich nie mam i wracam do gry. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. Błagam komentujcie.
....Bo nigdy nie wiemy jaką historię napisze życie
wtorek, 4 marca 2014
piątek, 31 stycznia 2014
Rozdział 7: O nie! Znowu kominki...
Bella
Budzę się. Patrzę na zegarek, który zostawiłam wczoraj na szafce nocnej i nie wierzę własnym oczom. Zaspałam. Jest 12, a o 11 miałam jechać z Ronem do Gringotta i na Pokątną, przynajmniej tak mówił mi wieczorem Albus. Ciekawe czemu nikt mnie nie obudził. Zresztą co mnie to obchodzi i tak jeszcze nie ma moich ubrań. Rose wspominała, że kiedy moja mama je przyśle zostaną one przyniesione do mojego tymczasowego pokoju.
Siadam na łóżku i niechcący dotykam drugiej połowy łóżka. Jest na niej wgniecenie wielkości człowieka i jest jeszcze ciepła. O ile mi wiadomo, podczas snu nie zmieniam położenia. Zawsze budzę się w tej samej pozycji, w której zasnęłam. Nie to niemożliwe, pewnie trochę mi odbija od tych wszystkich czarów i po prostu zaczynam się gubić. Ziewam i ktoś puka do mojego pokoju.
-Proszę- mówię i drapię się po głowie.
Do pokoju wchodzi Albus z tacą, na której są ciepłe bułeczki, gorąca czekolada, marmolada i wszystko co mi w tej chwili do szczęścia potrzebne.
-Przyniosłem Ci śniadanie. Pomyślałem, że będziesz głodna przed zakupami- mówiąc to, stawia tacę na szafce nocnej i siada obok mnie.
-Dzięki. Nie myliłeś się, już czuje jak burczy mi w brzuchu- mówię i rozmasowuje brzuch.
-Pamiętasz, mówiłem Ci wczoraj, że pojedziesz dziś z Ronem i Hermioną na pokątną?
-Aaa... Tak wspominałeś coś. I co w związku z tym? - pytam, łapię za ciepłą bułeczkę i rozsmarowuję na niej marmoladę.
-Bo widzisz plany się trochę zmieniły...- mówi nieśmiało i drapie się po głowie.
-W jakim sensie się zmieniły?- pytam, niewzruszona jego wcześniejszym zachowaniem i spokojnie gryzę bułkę.
-Mam zacząć od dobrej wiadomości czy złej?
-Od złej...
-No więc... Rona w nocy wezwali do Ministerstwa w jakiejś ważnej sprawie, więc nie będzie mógł jechać z tobą na Pokątną- mówi i niepewnie uśmiecha się w moją stronę.
-To jaka jest dobra wiadomość?- pytam i lustruję wzrokiem Albus, w międzyczasie popijając czekoladę.
-No więc... Dobra wiadomość jest taka, że na Pokątną pojedziesz...- Albus spuszcza wzrok na swoje buty, jakby od tego miały stać się bardziej czyste.
-Więc gdzie jest haczyk?- pytająco unoszę brwi do góry.
Cisza.
-Mów gdzie jest haczyk, bo nie ręczę za siebie.
Cisza. Żyłka na moim czole zaczyna gwałtownie pulsować.
-Albus?!
-No dobra. chodzi o to, że na pokątną pojedziesz ze mną, Rose i ...- urywa.
-I?- pytam, a moje świdrujące spojrzenie próbuje zabić Albusa.
-... i Jamesem- mówi ledwo słyszalnym głosem.
-Jamesem?!- nie wierzę własnym uszom, tylko nie on.
-Tak Jamesem. Wiem, ze nie jesteś zadowolona, ale ja i Rose mamy trochę spraw do załatwienia i nie możemy Cię bez przerwy oprowadzać- wyjaśnia, a moja złość powoli znika.
Nie mam mu tego za złe, to nie jego wina, że nienawidzę jego brata. Powoli sączę gorącą czekoladę i nagle sobie o czymś przypominam.
-A co z moimi ubraniami? Jeszcze nie przyszły, prawda?
-Całkiem o tym zapomniałem. Rose powiedziała, że Ci coś pożyczy, bo ubrania dojdą dopiero jutro. Powiedziała, że po śniadaniu masz do niej przyjść- wyjaśnia i wychodzi z pokoju, a ja spokojnie kończę śniadanie.
Albus
Uśmiecham się na pożegnanie do Belli i zamykam za sobą drzwi. Rozglądam się po korytarzu, aby upewnić się, że w pobliżu nie ma Hermiony. Czysto. Wyjmuję z kieszenie różdżkę.
-Muffliato- mówię i wykonuję sprawny ruch różdżką w stronę drzwi.
Teraz Bella nic nie usłyszy, więc nie będę musiał się jej tłumaczyć. Chowam różdżkę.
-James. Wiem, że tu jesteś.
Przede mną materializuje się mój brat. Najpierw widzę jego głowę, potem tułów, na sam koniec widzę Jamesa z peleryną w ręku.
-Braciszku, braciszku... Przed tobą nic się nie ukryje- mówi to i uśmiecha się zawadiacko.
-Nie mam pojęcia co knujesz, ale nie wolno Ci jej tak traktować.
-Niby czemu? Zabronisz mi?- mówiąc to podchodzi bliżej mnie.
-James... Ona nie jest kolejną z twoich fanek- staram się być spokojny, ale mam ochotę go rozszarpać.
-Skąd wiesz? Możliwe, że nią zostanie.
-Wątpię, ale nawet jeśli to nie daje Ci to prawa, całowania jej kiedy śpi i zakradania się do niej rano, pod peleryną niewidką. Widziałem Cię wczoraj, kiedy przynosiłem czekoladę.
-Coś jeszcze? Nie mam zamiaru słuchać twoich kazań- odwraca się na pięcie, z zamiarem pójścia, ale łapię go za przegub.
-Tak, uwierz, że mam Ci coś jeszcze do powiedzenia.
-Słucham braciszku- mówi to z taką wściekłością. Nadepnąłem chyba na jego ego.
-Oddaj ojcu pelerynę. Nie będzie zadowolony, kiedy dowie się , że ja ukradłeś- mówiąc to puszczam jego przegub. Nie mam ochoty kłócić się z nim.
Stoimy przez chwile w milczeniu. Nagle słyszę, jak drzwi się otwierają. Z pokoju wychodzi Bella.
-Hej- uśmiecha się- nie miałam pojęcia, że tu jesteście, nie słyszałam was.
-Cześć kotku.
Jamesowi niespodziewanie powrócił dobry humor. Uśmiecha się i przybliża do Belli. I to by było na tyle z tego, że miał się trzymać od niej z daleka. Wzdycham. Nie mam ochoty patrzeć na to jak ją traktuje.
-Właśnie przypomniało mi się, że muszę iść do Hermiony. Miałem ją o coś zapytać- mówię i ruszam w stronę schodów.
To było raczej kiepskie kłamstwo, ale lepsze takie niż żadne.
Schodzę po schodach.
Autor:W tym samym czasie na przedmieściach Londynu, pewna dziewczyna dopiero wstała.
Suzanne
O, nie! Nie! Nie! I nie! Zaspałam. Ian mnie zabije. Wyskakuje, jak szybko tylko się da z łóżka. Podchodzę do okna i odsłaniam roletę. Mrużę oczy, bo światło padające do pokoju mnie oślepia. Nie mam na nic czasu! Podbiegam do szafy i otwieram ją na oścież. Rozglądam się za moimi jasnymi, jeansowymi rurkami. Są! Wyciągam z szafy jeszcze tylko biały T-shirt z żółtym herbem Hufflepuff'u. Zrzucam z siebie piżamę w kwiatki i zakładam wybrane ubrania. Podbiegam do toaletki. Mam bardzo mało czasu! Zaplatam szybko warkocza na bok. Jeszcze tylko łapię torbę. Wrzucam do niej galeony.
Uff. Wreszcie jestem gotowa. Patrzę na zegarek i uświadamiam sobie, że 12, a Ian miał po mnie przyjść dopiero o 13. No pięknie, a ja tak się śpieszyłam. Jestem załamana. Rzucam torbę na pufę, a sama z rozbiegu skaczę na łóżko i leżę tak, niczym się nie przejmując.Wpatruję się w moje i Iana zdj zdjęcie na szafce nocnej i uświadamiam sobie, że jestem jeszcze śpiąca. Ziewam i przykrywam głowę poduszką. Mam ochotę krzyknąć "Nie budźcie mnie", ale nie mam na to siły.
O nie! Zasnęłam. No to nie jest dobrze. Wspominałam już o tym, że Ian mnie zabije. Patrzę na zegarek i nie wierzę własnym oczom. Jest 13:10. już jestem martwa. Schodzę z łóżka i łapię torbę. Przeglądam się ostatni raz w lustrze, na wypadek gdybym na pokątnej spotkała Izaaka, choć i tak pewnie mnie nie zauważy. Jest bardzo rozmarzony i właśnie to w nim lubię. Dobra nie ważne, warkocz o dziwo nie zmienił kształtu.Słyszę dzwonek. To na pewno Ian, on nie cierpi, gdy się spóźniam. Wybiegam z pokoju. Jestem na schodach i słyszę, że Ian rozmawia z moją mamą. Przyśpieszam. Biegnę teraz tak jak tylko pozwalają mi na to moje nogi, czyli w moim przypadku bardzo wolno. Jestem na parterze. Ian uśmiecha się do mnie porozumiewawczo, odpowiadam mu tym samym.
-Gotowa?- pyta i patrzy na moją torebkę.
Rumienię się i odpowiadam mu skinieniem głowy.
Przyjaźnimy się z Ianem od kołyski. On wie, że nie nie mówię zbyt dużo i to akceptuję. Jestem szczęśliwa, że mam takiego przyjaciela.
Znowu zapomniałam, że jestem spóźniona. Potrząsam głową i podbiegam do szafki z butami. Wyjmuje z niej moje złote baleriny i zakładam je na nogi. Podchodzę do Iana. Uśmiecha się do mnie i odwraca na pięcie. Oboje ruszamy na podwórko. Zapomniałam tylko o jednej ważnej sprawie, jak my się dostaniemy na Pokątną. Marszczę brwi, a Ian uśmiecha się do mnie szelmowsko.
-Błędny rycerz- słowa te przez niego wypowiedziane, przyprawiają mnie o palpitacje serca.
Słyszałam o nim, to autobus, który przewozi czarodziei do każdego zakątka Anglii, ale boję się. Jest podobno bardzo niebezpieczny. Kręcę przecząco głowa i cofam się o kilka kroków.
-O nie!- mówiąc to łapie mnie za rękę.- Pamiętasz mieliśmy kupić ci nową różdżkę. Nie możesz się teraz wycofać.
Jego słowa wcale mnie nie przekonują. Nadal kręcę głową . Ian uśmiecha się, jakby przyszedł mu do głowy kolejny szatański pomysł. Puszcza moją rękę i udaje skruszonego.
-Słyszałem, że Izaak ma być dziś na Pokątnej, ale skoro nie chcesz jechać, to nie. W roku szkolnym będziesz miała dużo okazji, żeby się z nim zobaczyć- odwraca się plecami do mnie i robi krok przed siebie, jakby zamierzał sobie iść.
Powiedzmy, ze udało mu się mnie przekonać. Łapię go za rękaw koszuli. Ian ma do nich słabość. Odwraca się i uśmiecha w moją stronę.
-To co Błędny rycerz?- pyta i uśmiecha się w moja stronę.
Niepewnie kiwam głową.
-Świetnie.
Już wiem, ze to będzie ciężka podróż.
Autor:Powróćmy jednak do domu Weasley'ów
Bella
Wreszcie pozbyłam się Jamesa. Co za ulga. Pukam do pokoju Rose. Miałam do niej wpaść po ciuchy. W pewnym sensie boję się tego co mi naszykowała. Najchętniej zostałabym w moich ciuchach, ale jeansowe spodenki i biały top są trochę zniszczone po lądowaniu w kominku. Trampki dają radę, chociaż...
Z zamyślenia wyrywa mnie głos Rose.
-Proszę.
Właśnie uświadomiłam sobie, że przed chwilą pukałam do jej pokoju. Naciskam delikatnie na klamkę i otwieram drzwi. Rose leży na łóżku i czyta jakąś książkę.Nie mam pojęcia co powinnam w tej chwili zrobić, nie chcę jej przerywać.Rose podnosi oczy znad książki i uśmiecha się do mnie, po czym wraca do lektury. Przed paniką chroni mnie tylko jej głos.
-Albus mówił, że wpadniesz. Ubrania są na fotelu, weź sobie.
Patrzę w stronę fotela i jestem przerażona. Na fotelu są obcisłe, czarne rurki, glany, skórzana kurtka i koronkowy top, który zapewne sięgałby mi do pępka. Rose wygląda świetnie w takich ciuchach, bo ma idealna figurę i one do niej pasują, ale ja nie będę czuła się w nich zbyt dobrze. Patrzę w stronę Rose, nadal jest zaczytana w książkę. Biorę z fotela tylko rurki i po cichutku wychodzę z pokoju. Mam pewien plan, moje, kochane, czerwone conversy nadal zdają racje bytu, więc nie muszę zakładać glanów. Jedynym problemem jest bluzka.
-Lily...- mówię sama do siebie.
Możliwe, że uda mi się ją ubłagać, żeby pożyczyła mi jakiś T-shirt. Ruszam w stronę schodów. Nagle materializuje się przede mną James. No świetnie, tylko jego mi tu brakowało.
-Nie radzę- mówiąc to zagradza mi drogę ręką.
-Niby czemu?
-Ona Cię nienawidzi, na pewno nie pożyczy ci ciuchów.
-Zobaczymy- mówię to i wymijam go z zawadiackim uśmiechem.
James łapie mnie za rękę.
-Nie ma sensu. Idź do siebie, zaraz przyniosę Ci jakiś T-shirt.
Nie jestem przekonana do tego co mówi, ale James nie odpuszcza.
-Zaufaj mi- kiedy to mówi w jego głosie słyszę nutkę nieustępliwej dobroci.
Przesłyszało mi się. Niech mu tam będzie. Idę do swojego pokoju.
James
Widzę, jak Bella wchodzi do swojego pokoju i zamyka drzwi. Dobrze, że mnie posłuchała. Gdyby poszła do Lily, żeby pożyczyć ciuchy, mieliliśmy w domu wojnę domową. Lily jej nienawidzi. Całe szczęście, że udało mi się ją przekonać. Teraz został mi tylko jeden problem. Skąd ja jej wynajdę bluzkę?! Ciuchy Rose nie przypadły jej do gustu, szkoda. Do Lily na pewno nie pójdę. Hermiona też odpada.
Wiem! Mam pewien pomysł, ale mam nadzieję, że Bella mnie nie zabije. Szybko zbiegam po schodach i wbiegam do mojego pokoju. Gdzie to jest?! To musi gdzieś tu być. Wyrzucam wszystkie ciuchy z szafy, kufra i wszystkich szafek. Mam! Znalazłem. Biorę niebieski T-shirt z logo supermena i z powrotem biegnę na 3 piętro. Pukam do pokoju Belli.
-Proszę- słyszę jej głos zza drzwi.
Mimowolnie się uśmiecham. Pewny siebie otwieram drzwi i wchodzę.
-A to ty... - mówi i odwraca się w moim kierunku.
-Spodziewałaś się kogoś innego?- pytam retorycznie, podchodzę do niej i zaczynam się bawić kosmykiem jej włosów.
Bella odpycha moją rękę.
-To co z tymi ciuchami?- pytająco unosi brwi do góry.
-Mam nadzieję, że się nada- mówiąc to wyciągam w jej stronę dłoń z T-shirtem.
Bella zabiera z mojej ręki bluzkę i uśmiecha się.
-Miał podobną... - mówi ledwo słyszalnym szeptem.
Nie mam pojęcia o kogo jej chodzi, ale wygląda na szczęśliwą. Zauważam łzę na jej policzku. Chyba nie jest aż tak szczęśliwa,jak mi się wydawało. Wyciągam rękę żeby wytrzeć tę łzę, ale ona ją odtrąca.
-Wyjdź już. Muszę się przybrać.
-Jak sobie życzysz księżniczko- mówiąc to wykonuję charakterystyczny ukłon.
Przy drzwiach jeszcze raz patrzę w jej stronę. Ciekawe o kim mówiła. Z resztą co mnie to obchodzi. Ona jest tylko kolejną laską do zaliczenia na mojej liście. Nie mam zamiaru bawić się w jakąś niańkę. Dla rozładowania napięcia pozwalam sobie na jeszcze jeden zgryźliwy komentarz.
-Moim zdaniem w tamtym topie wyglądałabyś lepiej.
-Czy mi się wydaje czy miałeś wyjść?
Właśnie w tym momencie w mojej głowie rodzi się wspaniały pomysł, żeby troszkę się z nią pobawić.
-Jesteś pewna, że nie powinienem zostać?- uśmiecham się szelmowsko.
-Moim zdaniem już dawno powinieneś być za drzwiami- Bella nie daje za wygraną.
Podchodzę do niej i łapię ją w tali. Na większość ten chwyt działa zaskakująco, ale ona nie należy do większości. Będę musiał się trochę bardziej wysilić.
-Ja jednak jestem stuprocentowo pewny, że chcesz, żebym tu został- przybliżam się do niej jeszcze bardzie.- Co powiesz na małego całusa.
Nie mogę pozbyć się samozadowolenia. Jestem dumny z tego, jak działam na dziewczyny. Jestem numerem jeden.
Bella chyba nie ma pojęcia, jak zareagować. Niby gra twarda, ale w jej oczach widzę strach. Zabawa dopiero się zaczęła, a ona już się mnie boi.
ŁUP
Ktoś właśnie wyważył drzwi.Zabawę trzeba przenieść na inny termin. Puszczam Belle i odwracam się , aby zobaczyć kto odważył się nam przerwać. W drzwiach stoi nie kto inny, jak mój ukochany braciszek.
-Witaj kochany Albusie. Co się tu sprowadza braciszku?- na moich ustach ląduje wymuszony uśmiech.
-Daruj sobie.
Mam ochotę mu przyłożyć. Za kogo on się uważa.
Bella
Albo mi się wydaje, albo ten dureń mnie prześladuje. Wspominałam już, jak bardzo nienawidzę Jamesa? Tak wiem za sto razu. Jakie to szczęście, ze pojawił się Albus. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Bałam się. To nie był taki strach, jak przy "włamaniu". Ten strach przejął mnie całkowicie. Nie chce o tym myśleć, ale przypomina mi to o nim... Nie mogę o nim myśleć. Albus coś do mnie mówi, ale jestem zbyt przestraszona. Czuję, jak upadam.
Budzę się. Leżę w łóżku, ale nie moim zastępczym, w jakimś innym. Nie mam pojęcia, co tu robię. Podnoszę się na łokciach.Rozglądam po pokoju i już wiem do kogo on należy.
-Rose..- mowie lekko słyszalnym głosem.
Jestem pewna, że to jej pokój. Nigdzie jej nie widzę, ale zauważam kogoś, siedzącego w fotelu. Skądś pamiętam tą twarz. Tylko skąd? Łapię się za głowę. Nadal niemiłosiernie mnie boli. Właśnie przez ten ból tak wolno kojarzę. Już wiem, kto to jest. To Albus. Wszędzie rozpoznam ten jego uśmiech.
-Hej Bella. Jedna zaszczyciłaś nas powstaniem z martwych- mówiąc to żartuje, ale ja wiem, że tak naprawdę to się o mnie martwi.
-Jestem żywa, zwarta i gotowa. długo spałam.
-Tylko pół godziny.
-Która godzina?
-Coś około 13.
-Daj mi chwilę. Ubiorę się i pojedziemy na tę całą Pokątną, czy jak się ta cała ulica nazywa.
-Jesteś pewna, że chcesz jechać- pyta niepewnie. Widać, że się martwi.
-Jak już mówiłam, jestem zwarta i gotowa.Wiesz może gdzie moje ciuchy. Straciłam trochę orientacje.
-Rurki i T-shirt są w twoim starym pokoju. Zaraz je przyniosę. Poczekaj tu na mnie.
Albus wstaje z fotela i rusza w stronę drzwi. Naciska klamkę.
-Zaraz. Co to znaczy starym pokoju?
Jak się tak zastanowić to był, a raczej jeszcze powinien być "pokój zastępczy", a nie "stary pokój". Albus odwraca się w moją stronę. Uśmiech na jego ustach blednie.
-Od dzisiaj mieszkasz z Rose. Ona się zgodziła, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań.
Albus wychodzi z pokoju. Tylko tyle? Liczyłam, że ktoś zapyta mnie o zdanie. Z resztą co mnie to obchodzi. Nie ma różnicy między mieszkaniem z Rose, a mieszkaniem obok Rose. Wychodzę spod kołdry.Nadal mam na sobie ten nieszczęsny biały T-shirt i brudne spodenki. Butów jak widać też nikt mi nie zdjął. W oczy rzuca mi się moja ukochana bandana. Dostałam ją od niego.. Prawie zapomniałam, że nadal jest na moim ręku. Rozglądam się po pokoju. Uwielbiam styl Rose. Dopiero ją poznałam, ale podoba mi się jej gust, może nie na mnie samej, ale lubię widzieć go na niej. Nie mija chwila a w pokoju pojawia się Albus.
-Proszę- mówiąc to podaje mi ubrania.- Powiedziałem Rose, że jednak jedziemy na Pokątna. Ona i James czekają w salonie przy kominku. Uprzedzam twoje pytanie, tak James musi jechać z nami.Wiem, że Cię to nie cieszy. Mnie szczerze powiedziawszy też. Bądź gotowa za pięć minut. czekamy na dole.
Albus wychodzi. Wzdycham i zaczynam się przebierać.Miał racje ta wiadomość mnie nie ucieszyła.
5 minut później... Jestem już gotowa do wyjścia i muszę przyznać, że wyglądam całkiem nieźle. Włosy spięłam z niesfornego koczka i przewiązałam bandaną. Koszulka z logo supermena i czarne rurki od Rose wyglądają całkiem nieźle.
-Gotowa- mówię i uśmiecham się do lusterka, które stoi na szafce nocnej.
Wychodzę z pokoju i schodzę na dół. Droga zajmuje mi tylko minutę, albo tylko mi się tak wydaje. Jestem w salonie. Wszyscy na mnie czekają. Mówiąc wszyscy mam na myśli Rose, Albusa i oczywiście Jamesa.
-Hej- mówię cicho mając nadzieję, że mnie zauważą.
Atmosfera w salonie jest tak ciężka, że można by ja kroić nożem. Rose odwraca się w moją stronę i uśmiecha się.
-Widzę, że jesteś gotowa. Co prawda nie są to te ciuchy, które przygotowałam, ale wyglądasz super.
Jest mi trochę głupio, powinnam jej powiedzieć, ze tamte ciuchy mi nie odpowiadały.
-Dzięki- uśmiecham się lekko.- Jedziemy?
-Tak właściwie to nie "jedziemy", a teleportujemy się- do rozmowy wtrąca się Albus.
Nie jest dobrze. Ja już dobrze wiem, co to "teleportujemy się" oznacza.
-Znowu kominki?- pytam z nadzieja, że to jednak nie to.
-Jak najbardziej księżniczko- z kąta pokoju daje się słyszeć głos Jamesa.
sobota, 18 stycznia 2014
Rozdział 6: ...bo czekolada jest dobra na wszystko.
Bella
Od samego początku wiedziałam, że James jest dupkiem, ale tym razem przesadził. Nie mam pojęcia kim jest ten Scorpius czy jak mu tam jest, ale gołym okiem widać, że on coś dla niej znaczy. Widzę jak Rose ze łzami w oczach wstaje od stołu. Szkoda mi jej. Patrzę w stronę Jamesa i nie wierzę własnym oczom. On jest z siebie tak cholernie zadowolony, że aż mi go szkoda. Posyłam mu zgryźliwe spojrzenie, wstaję od stołu i biegnę za Rose. Zatrzymuję się na korytarzu i błądzę wzrokiem. Widzę jak biegnie po schodach i ruszam za nią. Nie mam pojęcia, czemu to robię, ale nie chcę jej zostawić samej. Dobiegam do schodów i uśmiecham się sama do siebie.
Wiem, że w obecnej sytuacji jest to dość głupie, ale nie mogę się powstrzymać. Ten dom jest ogromny, ma całe cztery piętra i huk wie co jeszcze, a ja mam biec na trzecie piętro. Do końca nie oszalałam. Ruszam wolnym krokiem na górę i zaczynam myśleć o tych wszystkich ludziach, których tu poznałam. James jest raczej typem osoby, której nigdy nie polubię. Rose jest całkiem spoko, ale zaskoczyła mnie tym wybuchem płaczu, myślałam, że jest bardziej opanowana. Wiem, że to dość dziwne, że teraz nad tym myślę, ale skoro mam tu zostać to wypadałoby znaleźć kogoś z kim wytrzymam. Lily czy jak jej tam odpada. Hugon też. W obecnej sytuacji zostali mi tylko Albus i Rose.
Mijam 2 piętro. Jestem samolubna myślę tylko nad tym jak tu przetrwać, powinnam zacząć przejmować się Rose. Zaczynam biec. Wbiegam na 3 piętro, skręcam w lewo i mijam rzeźbę kupidyna. Jestem przy pokoju Rose i słyszę jej szloch. Ciągnę za klamkę, ale drzwi są zamknięte.
-Rose?- mówię cicho, staram się brzmieć przyjaźnie ale moje usposobienie nie pomaga.
-Zostaw mnie- krzyczy i pociąga nosem.
Nie chcę się z nią kłócić, więc siadam na podłodze i opieram plecami o ścianę. Wsłuchuję się w jej cichy szloch i czuje jak serce mi pęka. Przypomina mi to, jak bardzo ja cierpiałam przez... Nieważne. Nie chcę o tym teraz myśleć. Nie chce myśleć o niczym co ma związek z facetami. Ziewam. To był dla mnie trudny dzień i już, szczerze powiedziawszy, mam go dość. Najpierw Ron i Hermiona, kłótnia z mamą, potem ten nieszczęsny kominek, następnie James, a teraz jeszcze to. Najchętniej bym się stąd wyniosła, ale nie mam na to siły. Wpatruję się w sufit.
Albus
-Dziękuje za posiłek ciociu- mówię i uśmiecham się w stronę Hermiony.
-Nie ma za co- mówi i lekko się rumieni.
Wycieram usta chusteczką i wstaje od stołu. Uśmiecham się do Hugona na pożegnanie. Wychodzę z kuchni i kieruję swoje kroki na górę. Jamesa chyba coś ugryzło. Zawsze jest wredny, ale tym razem trochę przesadził. On nawet nie zdaje sobie sprawy z tego na co się porwał. Rose nigdy mu tego nie wybaczy. No właśnie Rose, ciekawe co z nią. Musi być wściekła i nie dziwi mnie to. Też byłbym wściekły, gdyby ktoś zaczął mówić złe rzeczy o Alice, ale to inna sprawa. Rose sama nie wie co czuje do Scorpiusa i on chyba też. Niby oboje twierdzą, że się nienawidzą, ale prawda jest taka, że... No właśnie, jaka jest prawda? Nawet tego nie wiem. Scorpius to mój najlepszy kumpel, ale nigdy nie gadam z nim o Rose. Sądzę, że nie byłby zadowolony, gdybym chciał z nim o niej pogadać. Zresztą to nie moja sprawa, tylko ich. Niech sami się o to wszystko martwią. Mam na głowie ważniejsze problemy niż ich dziwne stosunki. Jestem już na 2 piętrze. Zatrzymuję się na chwile i ruszam na 3 piętro. Nie wiem czemu to robię, ale mam wrażenie, że tak powinienem postąpić.
Jestem na 3 pietrze, a to co widzę przewyższa moje najśmielsze oczekiwania. Bella śpi sobie przy drzwiach. Hmm... Pewnie Rose nie chciała jej wpuścić. Przechodzę cicho obok niej i skręcam w drugie drzwi po lewej. Jestem w pokoju gościnnym. o ile się nie mylę to tutaj miała zamieszkać Bella. Szperam w kilku szafkach i w końcu w szafie znajduje koc. Rzucam go na łóżko, a sam kieruję się do kuchni. Schodzę, jak najszybciej się da na dół, ale nikogo tam nie ma. Dziwne, wygląda na to, że wszyscy gdzieś poszli. Wchodzę do kuchni i na stole znajduję kartę.
Polecieliśmy do nory
Tylko tyle? Spodziewałem się ckliwszego pożegnania,ale cóż życie bywa okrutne. Zaglądam do szafki i znajduję gorącą czekoladę. Tego mi teraz potrzeba. Tata kiedyś opowiadał mi o swoim dawnym nauczycielu i przyjacielu, który twierdził, ze czekolada jest dobra na wszystko. Nazywał się chyba Lupin, tak Remulus Lupin. Podobno był wspaniałym człowiekiem, ale nie mi to oceniać.
Zaglądam do lodówki i znajduje tam mleczna czekoladę. Idealnie przyda się. Wracam do szafek. Na blacie stoi czajnik elektryczny. Włączam go. Wyjmuję z szafki trzy kubki i wsypuje do nich czekoladę. Pozostaje mi tylko czekać aż woda się zagotuje. Siadam przy stole i czekam. Irytuje mnie to, że ciocia i wujek wychowują Rose i Hugona w mugolski sposób. Nie rozumiem ich. To dość dziwne, żeby czarodzieje zachowywali się, jak mugole. Wiem, że Hermiona jest mugolem i to akceptuje ale nie mogę znieść tego, że w tym domu tak mało używa się czarów.
Woda się zagotowała i czajnik wyłączył. Podchodzę do blatu i nalewam wody do szklanek. Wyjmuję z szafki tacę i układam na niej szklanki. Kładę na niej jeszcze mleczną czekoladę i biorę tacę w ręce. Idę razem z nią na górę.
Bella
Chyba musiałam zasnąć. nawet mnie to nie dziwi, miałam ciężki dzień. Jestem przykryta kocem, a na ustach czuje dziwne ciepło, jakby... Zresztą nieważne, pewnie tylko mi się wydaje. Patrzę w stronę drzwi, ale nadal są zamknięte. Nie słychać już jednak Rose, pewnie i ona zasnęła. W powietrzu czuję zapach gorące czekolady i czuję ucisk w żołądku. no tak cały dzień nic nie jadłam. Słyszę kroki i widzę, jak po schodach wchodzi Albus z tacą gorącej czekolady. Uśmiecha się do mnie.
-Pomyślałem, że trochę zmarzłaś, więc przyniosłem ci coś ciepłego do picia- mówi i podaje mi kubek, a tacę stawia na podłodze.
-Dzięki, nie pomyliłeś się; zmarzłam. To ty mnie przykryłeś kocem?
-Nie, Myślałem, że sama go przyniosłaś ze swojego pokoju. Miałem zamiar ci go przynieść razem z czekolada- wyjaśnia.
Nie mam pojęcia co powinnam powiedzieć, więc zaczynam powoli sączyć gorący napój. Albus siada obok mnie i chwyta drugi kubek. Siedzimy przez chwile w ciszy. patrzę na tacę i zauważam jeszcze jeden kubek.
- To dla Rose?- pytam.
Albus odwraca głowę w moją stronę. Widocznie wyrwałam go z przemyśleń na jakiś temat, bo wygląda na zamyślonego.
-Co? A... Tak to dla Rose. W końcu czekolada jest dobra na wszystko- mówi i uśmiecha się do mnie, odpowiadam mu tym samym.
-Kim jest ten cały Scorpius?- pytam, a Albus cicho wzdycha i kreci głową.
-To mój najlepszy przyjaciel- odpowiada i wypija łyk czekolady.
- A kim jest dla niej?- pytam i wskazuję głową na drzwi.
Albus wzdycha. Wygląda na to, ze zapytałam o coś o co pytać nie powinnam.
-Przepraszam...- mówię, choć nie wiem za co.
-Nie ma sprawy. Po prostu... Nikt nie wiem, kim on dla niej jest i na odwrót- mówi i uśmiecha się w moją stronę.- Nie sądzisz, że powinniśmy ja obudzić na czekoladę? - pyta, a na jego twarzy wykwita szatański uśmiech.
Nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób on chce ja obudzić, ale kiwam głową na znak aprobaty. Albus kładzie kubek na tacy, wstaje z podłogi i podaje mi rękę. Chwytam jego dłoń i również wstaję.
-Drzwi są zamknięte. Sprawdzałam.
-Nie martw się. Rose tak długo żyje w mugolski sposób, że jej drzwi nie chronią już żadne zaklęcia- mówiąc to, wyjmuje z kieszeni mahoniowy patyk. Serio?! I co on ma zamiar tym patykiem zdziałać?! Dobra przyjmując, że magia istnieje. Jakie są szanse, że jest ona przenoszona przez patyk?
-Alohomora- mówi i wykonuje w powietrzu dziwny ruch patykiem.
Słychać cichy zgrzyt zamka i drzwi same się otwierają. Nie wierze własnym oczom.
-Ale jak?- pytam z niedowierzaniem.
-To jedno z podstawowych zaklęć z 2 roku. Dlatego tutaj jesteś. Nie znasz żadnych zaklęć, a idziesz na 5 rok. Ministerstwo nie chce zrobić z ciebie pośmiewiska, dlatego potrzebne są ci korepetycje- mówi, a ja nie potrzebuje już żadnych wyjaśnień.
Albus chowa różdżkę do kieszeni i bierze tacę z podłogi.
-Wejdź pierwsza- mówi, a ja kiwam głową i popycham lekko drzwi, aby bardziej się otworzyły.
Rose
Usłyszałam cichy zgrzyt zamka. Pewnie Albus użył Alhomory, żeby wejść. Nie chcę z nim teraz gadać, nie chce gadać z nikim. Czuję jak ktoś siada obok na łóżku. Odwracam głowę i widzę, że to Bella. Siadam na łóżku i podciągam kolana pod brodę. Spuszczam wzrok. Nie chcę, żeby wiedziała w jakim jestem stanie. Czuję zapach gorącej czekolady. Ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Nie odtrącam jej, wiem że właśnie tego teraz potrzebuję ; ciepła i troski. Podnoszę głowę i widzę Albusa, całego w skowronkach. Przynajmniej on ma dobry humor. Podaje mi kubem gorącej czekolady. Chwytam go. Jestem szczęśliwa. Żadne z nich o nic nie pyta. Cała nasza trójka pije czekoladę. Ale zaraz czekolada się skończy, a oni zasypią mnie pytaniami. Nie boję się pytań, ale moich odpowiedzi na nie. Sęk w tym, że sama nie wiem czemu wybuchłam płaczem. Przecież nienawidzę Scorpiusa. To zwykły dupek, ale nie lubię jak ktoś inny niż ja go obraża. To niszczy moje ambicje. Odstawiam pusty kubek na szafkę nocną i czekam. Nie wiem na co, ale czekam. Wparuję się w Belle i Albusa, czekając.
-Więc?- pytam.
-Więc?- Bella odpowiada mi tym samym.
-Po co tu przyszliście?- pytam, lustrując ich wzrokiem.
- Albus chciał Ci przedstawić swoją teorię, na temat tego, że czekolada jest dobra na wszystko- odpowiada i uśmiecha się w moją stronę.
-Przekonałeś mnie czekolada jest dobra na wszystko, nie tylko na dementorów - mówię do Albusa i oboje wybuchamy śmiechem.
-To dobrze, że popierasz moją teorie, bo mam jeszcze tabliczkę mlecznej czekolady. Ale jeśli nie masz ochoty sam ją zjem... - mówiąc ostatnie zdanie podnosi się, aby pójść po czekoladę.
-O nie, to mi należy się czekolada- mówię i łapię go za rękaw koszuli.
Albus upada na łóżko i mnie przygniata. W miedzy czasie Bella zdążyła podzielić czekoladę na trzy równe części. Podaje każdemu z nas po kilka kawałków, a my z uśmiechem na ustach pałaszujemy słodkości.
-To co sojusz?- pytam po skończonej uczcie.
-Sojusz?- pyta marszcząc brwi.
-No wiesz....-zaczynam.- Wątpię żebyś podczas pobytu tutaj zaprzyjaźniła się z Lily, Jamesem czy Hugonem. Więc co powiesz na sojusz z nami?
-Czemu nie- mówi i podaje mi rękę, którą chwytam.
-Sojusz- mówimy jednocześnie.
Bella
Leżę teraz w pokoju gościnnym i usiłuję zasnąć. To był ciężki dzień, a jutrzejszy będzie zapewne cięższy. Wzdycham cicho. Nie było nawet tak źle. W końcu zdecydowałam się tu zostać, przecież mnie to nie zbawi. Przekręcam się na drugi bok i patrzę w stronę drzwi. Mam tu już przyjaciół i wrogów, a to dopiero pierwszy dzień. Boję się następnego. Jutro mają przyjść moje rzeczy. Hermiona ma podobno zamiar zabrać mnie na pokątną, żeby kupić mi różdżkę. Bez niej nie zacznę nauki czarów. Wszystko tutaj jest dla mnie nowe, ale chyba zaczynam się przyzwyczajać. Jeśli tylko zdarzy się coś niedobrego, wystarczy że wypije gorącą czekoladę, a wszystko wróci do normy. Przynajmniej tak twierdzi Albus. Nie mogę uwierzyć że on jest bratem Jamesa i Lily. Jest całkiem inny niż oni. Jest miły, nie narzuca się, a każdy wykonywany przez niego ruch jest z góry zaplanowany. Wydaje się być idealnym przyjacielem. Ciekawi mnie kim jest Scorpius, chciałabym go poznać. Nie zapytam o niego Rose, bo boje się jej wybuchu. Zaczekam z tym wszystkim do roku szkolnego.Jest jeszcze tak wiele rzeczy, których chciałabym się dowiedzieć, ale na wszystko przyjdzie jeszcze czas. Jestem strasznie zmęczona. Ziewam. Przykrywam się dokładniej kołdrą i chyba... Zasypiam.
Od Autorki:Wiem, że to taki mały zapychacz, ale chciałam wyjaśnić wątek Rose-Scorpius, Scorpius-Rose. Możecie mówić co chcecie, ale Rose nie kocha jeszcze Scorpiusa, ona sama nie wie co do niego czuję. Więcej wam nie zdradzę, bo byłaby to ujma na moim honorze. Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że ten wam się podobał. KOMENTUJCIE !!!
czwartek, 16 stycznia 2014
Rozdział 5: Przyjemny obiadek z Molly, czyli uważaj nie udław się...
Od autorki: Uwaga, bo nie będę powtarzać!!! Od tego rozdziału konstrukcja całego bloga zacznie się zmieniać. Mianowicie do akcji opowiadania dojdzie wiele nowych postaci (około 14 osób). Narratorką nie będzie już tylko Bella, ale też inni z tych bohaterów. Zazwyczaj przed zmianą narratora będzie duży napis, mówiący o tym kto w danym momencie opowiada historię. Mam do was prośbę, jeśli czytacie bloga to komentujcie, bardzo zależy mi na tym, żebym wiedziała dla kogo piszę. Jeśli macie do mnie jakiekolwiek zastrzeżenia, to piszcie pod tym postem.
Rose
Niby normalny dzień, siedzę sobie na kanapie i słucham muzyki, a tu nagle tata materializuje się w kominku. W sumie nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zawsze pojawia się w ten sposób w domu. To już taka tradycja rodziny Weasley'ów, żeby wyskakiwać z kominka, kiedy ludzie nie są na to przygotowani.
-Hej tato.- uśmiecham się delikatnie na powitanie. Odpowiada mi tym samym.- Jak wam poszło z Bellą?- nie pytam z grzeczności, po prostu jestem ciekawa.
-Hej Rose.Nawet lepiej niż się spodziewałem. Poza tym, że twoja mama była tak nieodpowiedzialna, żeby użyć oklumencji, to nie było najgorzej. Bella zgodziła się "przyjść" tu z nami, oczywiście dopiero po tym, jak porozmawiała z mamą. Za moment powinna wyskoczyć z kominka.- westchnął i usiadł obok mnie. Widać, ze praca dla ministerstwa go wykańcza.- Przyjechali już: James, Albus i Lily?- zapytał
-Tak, przed chwilą. Albus i Lily poszli się rozpakować, a James poszedł z Hugonem do jego pokoju. Mają zamiar ogarnąć pokój Hugona, zanim przyjedzie Molly.- wyjaśniłam.
-Najpierw muszą do tego pokoju wejść.-zaśmiał się.
Może nie ma w tym nic aż tak zabawnego, ale w pokoju Hugona panuje taki burdel, że wczoraj musiał spać w pokoju gościnnym, bo nie mógł otworzyć drzwi od swojego.
ŁUP...
Z kominka własnie wyskakuje Hermiona. Czy Bella nie powinna pojawić się przed nią?
-Mamo gdzie zgubiłaś Belle?
-Teleportowała się przede mną. Powinna już tu być, wszystko wypowiedziała i zrobiła poprawnie. Jesteście pewni, że jej tu nie ma? - w jej głosie słychać szczerą nadzieję.
-Przykro mi kochanie, aportowałem się tutaj jakąś minutę temu i nikt oprócz ciebie się tu nie pojawił.
3...2...1... Hermiona zaczyna panikować.
-Jeśli coś jej się stało, to wyrzucą mnie z ministerstwa.- uwielbiam, jak ona się denerwuje, to takie zabawne.- A co jeśli doznała rozszczepienia?! Co ja mam teraz zrobić?!
Tata podchodzi do niej, kładzie jej rękę na ramieniu i mówi tym swoim dobrodusznym głosem, którym pociesza ludzi, kiedy ma im powiedzieć, że członek ich rodziny nie żyje.
-Kochanie nie martw się, założę się, że po prostu wylądowała w innym kominku.
Tata tak długo pracuje jako auror, że ma już wprawę w pocieszaniu ludzi. Mama przestaje histeryzować i przytula się do niego. Tsa... Kolejna ckliwa scenka, godna królowej. Nie wierzę, że ludzie dają się nabrać na wszystko co mówi mój tata. Zazdroszczę mu tego daru przekonywania. Ciekawe jak on to robi.
Hermiona odsuwa się od niego, patrzy mu w oczy i mówi przez łzy.
-Kochanie musimy ją znaleźć.
Tata kiwa głową.
-Zgadza się. Ja poszukam na 1 i 2 piętrze, ty na 3, a Rose...
-O nie mnie w to nie mieszajcie. Ja idę do Hugona i Jamesa, zobaczę jak idzie im sprzątanie.
Wstaje z kanapy.Włączam muzykę w telefonie na ful i idę korytarzem, aż do schodów. Przed schodami zatrzymuję się, bo w słuchawce słyszę AC/DC Back in black, to moja ulubiona piosenka. Wsłuchuję się w nią i wolnym krokiem ruszam na 4 piętro. Swoja drogą to dość ciekawe, że na każdym piętrze w moim domu są kominki. To był pomysł mamy, w sumie to ona zaprojektowała ten dom. Stwierdziła, że warto zamontować w każdym pokoju kominek, abyśmy mogli się do siebie nawzajem teleportować i żeby nasi przyjaciele mogli nas w ten sposób odwiedzać. Uważam że to całkiem niezły pomysł, ale nie powiem jej tego. Wiem, jak ona uwielbia mieć racje i nie dam jej tej satysfakcji. Dziwne jest natomiast to, że nasz dom ma 4 piętra. Mieszkają w nim tylko 4 osoby, przy czym Hugon mieszka na 4 (ciekawe miejsce sobie wybrał, no nie?), ja na 3, rodzice na 1, drugie piętro zostaje puste, nie zapominając o tym, ze na każdym piętrze są 3 pokoje, salon i łazienka. To zwykłe marnotrawstwo, ale nie kochana mamusia stwierdziła, ze tak ma być i tak jest. Cieszę się, że większość roku mieszkam w Hogwarcie, nie wytrzymałabym z Hermioną w jednym domu przez tyle czasu. W wakacje i święta bez przerwy kłócimy, ale teraz będzie troszkę inaczej. Przyjechali kuzyni, Bella też ma tu troszkę pomieszkać, będę mogła bez problemu unikać Hermiony.
Mijam 2 piętro, piosenka zmienia się na Imagine dragons - demons. Właśnie ciekawe co stało się z Bellą. Hermiona ostatnio mówi tylko o niej, a ona właśnie wyparowała. Szkoda mi jej, całe wakacje ma u nas spędzić na specjalnym doszkalaniu u mojej mamusi tylko dlatego, że ministerstwo tak zadecydowało.Mijam 3 piętro i słyszę huk dochodzący z pokoju Hugona. Wyjmuje słuchawki z uszu, chowam je razem z telefonem do kieszeni i biegnę na górę. Mam nadzieje, że James nic nie zrobił Hugonowi, szkoda mi mojego brata, to jedyna normalna osoba w tym domu poza mną i tatą. Jestem na 4 piętrze, biegnę w stronę pokoju Hugona.
-Hugon! James!- krzyczę.
Wbiegam do pokoju i to co widzę przewyższa moje największe oczekiwania. Na Jamesie siedzi okrakiem jakaś dziewczyna, w kącie stoi mój biedny brat czerwony, jak cegła i się im przygląda. Idę o zakład, że ta dziewczyna to Bella.
-Ooo...Hej Rose- James wygląda na zakłopotanego, nie dziwie mu się, też bym była zakłopotana w takiej sytuacji.
-Cześć James, widzę że znalazłeś sobie nowy obiekt upodobań...- nie mogę się powstrzymać, żeby mu nie dopiec. To taka mała zemsta, za lata gadania o tym, jaką świetną ja i Scorpius bylibyśmy parą. Rzygać mi się chce na samą myśl o tym idiocie.
-Jak widać- odpowiada pewnym siebie głosem, jakby ona była już jego. James jest stanowczo zbyt pewny siebie, kiedyś go to zgubi.
- Przykro mi, ale muszę ci ją na moment zabrać, moja mam wszędzie jej szuka. Boi się że nasza Bella zgubiła się, wiec oddaj ją grzecznie zanim Hermiona się tu zjawi.- staram się aby mój głos brzmiał stanowczo, ale nie chce zrazić do siebie Belli.
Bella powoli wstaje, a na pożegnanie dostaje słodziutkiego całusa w policzek od Jamesa. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Jest skończonym idiotą, całuje dziewczynę, której nawet nie zna. Przez te swoje "fanki" stał się okropny.
-Będę czekał Belluś...- w jego głosie słychać taką pewność siebie, jakby wiedział, że ona za moment przybiegnie i rzuci mu się w ramiona. Jego niedoczekanie...
-To się nie doczekasz- prosta, klarowna odpowiedź, a w jej ustach brzmi, jakby miała zabić jadem, którym jest przesączona. Droga Bello jestem z ciebie dumna.
- Czyżby trafiła kosa na kamień?? Biedny James, jeszcze żadna mu się nie oparła.- hahahah biedaczek. 1-0 dla Belli, przegrywasz James.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. Chyba się ze mną zgodzisz, słonko?- oj Bella, Bella już cie lubię.
-Nigdy, zobaczysz jeszcze będziesz moja.- James wypowiada te słowa z taką pewnością siebie, szkoda że nie wie, ze jest na straconej pozycji.
-Więc? Rose zaprowadzisz mnie do Hermiony?- zwraca się do mnie. Prawie zapomniałam, ze wszyscy jej szukają.
-Tak, jasne, choć ze mną.
Odwracam się na pięcie i wychodzę z pokoju Hugona, za mną idzie Bella. Prowadzę ją przez korytarz, aż do schodów. Denerwuje mnie ta cisza, chętnie bym z nią o czymś pogadała, ale nie mam pojęcia o czym.
-Nieźle dopiekłaś Jamesowi...- zaczynam, chcę aby mój głos był spokojny, nie mam zamiaru jej urazić tą uwagą.
-Mówisz o tym idiocie, który mnie pocałował? Nie wiem skąd się urwał, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tak żałosnego kolesia jak on.- po jej wypowiedziach wnioskuje, że ma dziewczyna charakterek.
-Jest moim kuzynem...
-Przepraszam nie chciałam...- wygląda na to, ze zrobiło jej się przykro.
-Nie martw się, też za nim nie przepadam.-mówię to takim tonem, jak tata i uśmiecham się pokrzepiająco, odpowiada mi tym samym.- Więc będziesz chodziła do Hogwartu?- pytam.
-Hermiona i Ron chcieli mnie do tego przekonać, ale nie jestem pewna. Za mało wiem o tej szkole, żeby dać się tam wysłać.- wygląda na lekko przestraszoną, jak jakiś mały szczeniaczek. Szkoda mi jej, moja mama nie jest mistrzynią wyjaśnień.
Zatrzymuję się na 2 piętrze, Bella staje tuż za mną. Odwracam się do niej i zaczynam mówić.
-Więc? Co chciałabyś wiedzieć o tej szkole?
-Nie mam pojęcia. Cokolwiek, zacznij mówić wszystko co wiesz, a ja będę słuchała.- proponuje Bella.
-Dobra, niech ci będzie, ale chodźmy do mojego pokoju. nie będziemy rozmawiać na schodach.
Bella kiwa głowa. Uśmiecham się i zaczynam się kierować z powrotem na 3 piętro. Bella idzie cały czas za mną. Jesteśmy na piętrze i zaczynamy kierować się w stronę mojego pokoju. Mijamy tą paskudną rzeźbę kupidyna przy wejściu do łazienki, skręcamy w prawo. Wchodzę do mojego pokoju i czekam na Belle. Nie wygląda na przekonaną co do tego, czy może mi ufać, więc wykonuje zapraszający gest ręką i uśmiecham się do niej. Wchodzi do pokoju. Rozglądam się po korytarzu, żeby sprawdzić czy nikt nie będzie nas podsłuchiwał. Nikogo nie ma, pustki. Wsuwam się z powrotem do pokoju i zamykam drzwi.Wskazuje Belli sofę, żeby usiadła, a sama siadam w moim ulubionym fotelu i kładę nogi na stole.Dziewczyna wygląda na zakłopotaną, przygląda się moim glanom, zdejmuje nogi ze stołu, bo czuję się troszkę dziwnie. Zawsze kładę nogi na stole, nieważne czy jestem w Hogwarcie czy w domu zawsze to robię i nikt nie zwraca na to uwagi, ale skoro jej to przeszkadza.
-Taki nawyk.- tłumaczę się.
-Nie ma sprawy. Też mam kilka złych nawyków.-uśmiecha się i rozgląda po pokoju.-Miałaś mi opowiedzieć o tej szkole...
-Tak, ale to może zaczekać. Teraz zajmiemy się ważniejszą sprawa.
-Jaką?-pyta przestraszona. nie chciałam jej przestraszyć.
-Co łączy cię z Jamesem?-pytam, a na moich ustach wykwita radosny uśmiech.Bella rumieni się.-Nie mogłam cię o to spytać na schodach, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek to usłyszał- wyjaśniam.
-Aha. A co chcesz konkretnie wiedzieć?- nie wygląda jakby chciała udzielać mi jakichkolwiek wyjaśnień, ale nie ma wyboru.
-Zacznijmy od czegoś prostego...Jak to się stało, że wylądowałaś na nim?-musiałam o to zapytać, nie miejcie mi tego za złe.To tylko czysta ciekawość.
-Co?!- jej reakcja jest dość zabawna. Zamyka i otwiera usta, a w końcu spuszcza głowę i cała się rumieni.- Przewróciłam się.-mamrocze pod nosem, ledwo słyszalnym głosem.
-Możesz powtórzyć? Niedosłyszałam.- udaje że nadstawiam ucho, żeby zrobić jej na złość. Widać, że aż się w niej gotuje.
-PRZEWRÓCIŁAM SIĘ, MOŻE BYĆ?!- krzyczy na cały głos.
-Okej. Nie krzycz tak, bo zaraz ogłuchnę-mówię srogim głosem, a potem obie zaczynamy się śmiać.
-Przepraszam, po prostu mam już ich wszystkich dość. Hermiona i Ron zakradają się do mojego domu i mówią, że jestem czarownica, potem kłócę się z mamą, a teraz ten cały James. Święty by oszalał.
-Nie martw się, ja też nie lubię Hermiony, a James mnie strasznie wkurza, ale idzie się przyzwyczaić.
-Na szczęście to pierwszy i ostatni raz, kiedy widzę tego całego Jamesa - mówi z ulgą.
-Czyli ci nie powiedzieli?
-O czym?- wygląda na zdziwioną, więc moje przypuszczenia się potwierdzają, nie powiedzieli jej jeszcze.
-Ministerstwo zadecydowało, że zostajesz tu na całe wakacje. Masz specjalny program doszkalający, którego zadaniem jest przygotować cię do 5 roku w Hogwarcie. Hermiona ma być twoją korepetytorką. James, Albus i Lily przyjechali tu, żebyś spędziła trochę czasu ze swoimi rówieśnikami. Twoja mama miała przysłać jutro twoje rzeczy.
Bella
Że co proszę?! Chyba zaraz oszaleję. Mam mieszkać przez miesiąc z tym idiotą?! Chyba nie może być gorzej.
-Jesteś pewna, ze to nie pomyłka?- pytam z nadzieją.
-Absolutnie. Powiadomili nas trzy dni temu- wyjaśnia.
-Czekaj...Trzy dni temu?
-Tak...- odpowiada zdziwiona i patrzy z niepokojem na mnie.
-Wtedy dostałam list z tej całej szkoły. W kopercie były trzy kartki...
-Trzy?- przerywa mi.- Zazwyczaj są dwie- wyjaśnia.
Jakby to miało jakieś większe znaczenie. Co za różnica czy są trzy czy dwie kartki. Ludzie zlitujcie się, to nie koniec świata. Sięgam do kieszeni spodni i wyjmuję pomięte kartki, rozkładam je i pokazuje jej.
-Widzisz? Nie kłamałam- dziewczyna wygląda na mocno zdezorientowaną.
-Mogę?- pyta i sięga po kartki.
Kiwam głową i podaje je jej. Rose przygląda się im i wygląda na zdziwioną. Oddaje mi: list zawiadamiający o przyjęciu na 5 rok i listę rzeczy potrzebnych uczniowi piątego roku. Nadal czyta list od pani dyrektor. To ta kartka, która rano czytałam ze trzy razy. Piszę na niej coś o mugolach itd, ale nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Mimo to Rose wygląda na szczerze zdziwioną.Odrywa wzrok od kartki i patrzy na mnie.
-Naprawdę nie masz w rodzinie żadnego czarodzieja?- pyta.
-Tak na 100%- odpowiadam znudzonym głosem.
-Ale wiesz, że to niemożliwe żeby ktoś bez magicznego przodka został czarodziejem?- pyta takim głosem, jakby od tego zależały losy świata.
-Tak wiem, coś o tym było na tej kartce.- Rose znów patrzy na kartkę, jakby sprawdzała czy niczego nie przegapiła.
-Hmmm...- dziewczyna patrzy to na mnie, to na kartkę i tak cały czas.
Ta cała sytuacja zaczyna mnie irytować. Każdy cały czas gada coś o jakiejś tam magi, a puki co nie zobaczyłam jeszcze nic magicznego. Wyprostowuję się w fotelu i opieram wygodnie. Czekam, aż Rose ochłonie. Rozglądam się po pokoju i nagle słyszę krzyk z dołu...
-Witajcie kochaneczki!!!- po głosie wnioskuję, że to jakaś starsza kobieta. O ile się nie mylę to Hermiona wspominała coś o jakiejś Molly, która miała wpaść do nich na obiad. Ciekawe kiedy odeślą mnie do domu, nie dam się tu trzymać siłą...
-Au!- krzyknęłam.
Nawet nie zauważyłam kiedy Rose oderwała się od listu. Teraz ciągnie mnie gdzieś za rękę.Zbiega po schodach, a ja toczę się za nią, bo inaczej nie da się nazwać mojego nieudolnego biegu po schodach. Rose zamiast być w zadumie, jak podczas czytania listu jest cała w skowronkach i bez przerwy podskakuje. Gdyby nie jej poprzednie zachowanie pokusiłabym się o stwierdzenie, że dziewczyna ma ADHD. Jesteśmy już na parterze, szybko poszło.
-Molly!!! Nareszcie jesteś. Nie mogłam się doczekać.- zaczyna krzyczeć i puszcza moją rękę. Rose rzuca się w objęcia kobiety, a ja po raz kolejny ląduje w objęciach Jamesa, który ratuje mnie przed upadkiem. O ironio. Ile razy jeszcze wpadnę na tego kolesia?!
-Hej Belluś - wita się i patrzy na mnie tymi swoimi oczami. Chyba jednak mu się to nie znudzi.-Wiedziałem, że jeszcze wpadniesz.- mówi i puszcza do mnie oczko.
Jeszcze chwila i oszaleję. Najgorsze jest to, że trzyma mnie tak mocno, że nie mam szans się wyplątać. Nagle ktoś łapie mnie za rękę i zabiera od Jamesa. Nareszcie nadeszło moje wybawienie!Hip... hip... HURA!!! Moja euforia jest nie do opisania. Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie zwracam uwagi na to, kto mnie uratował. Po ocknięciu się z chwilowej euforii, jestem gotowa stwierdzić, że moja aura może powalić słonia. Przede mną stoi dokładna kopia Jamesa. Chłopak patrzy na mnie, uśmiecha się i przyjacielsko ściska mi dłoń.
- Witaj Bello. Pozwól że się przedstawię. nazywam się Albus Severus Potter.- uśmiech nadal nie schodzi z jego twarzy, ale ten uśmiech nie jest uwodzicielski, jak Jamesa jest za to bardzo przyjazny. Nie wierzę że obaj tak bardzo się od siebie różnią.
-Miło mi- odpowiadam i uśmiecham się do niego przyjaźnie.
-Albus jak możesz?! - za plecami usłyszałam obrażony głos Jamesa.Praktycznie zapomniałam to tym dupku.
-James nie martw się, wszyscy jesteśmy tu, żeby pomóc jej w nauce. Nawet ty będziesz mógł ją sobie zatrzymać na moment. A tym czasem...- Albus obrócił się na pięcie i z uśmiechem na ustach podszedł do Molly. - Witaj babciu- powiedział i przytulił się do kobiety.
-Witaj kochaneczku. Co słychać u Harry'ego?
-Wszystko dobrze, ale ma dużo pracy, jako auror. Artur przyjechał z tobą?- zapytał i rozejrzał się po pokoju.
-Przykro mi, ale nie..- kobieta spuściła głowę.-Przeprowadza interwencje...- wyjaśnia.
Nie mam pojęcia o co jej chodzi, ale wygląda jakby było to coś poważnego.Przez chwilę mam wrażenie, ze wszyscy się na mnie patrzą, ale to chyba tylko moje złudzenie. Wpatruję się przez chwilę w Albusa i Molly.
Po chwili czuję, jak ktoś łapie mnie za ramię i odkręca w swoją stronę. To pewnie James. Nie znoszę go.
-James, mógłbyś puścić moje ramie?- pytam z irytacją w głosie.
-Nie nazywam się James- słyszę w odpowiedzi.
Patrzę w stronę mojego oprawcy i czuję, jak cała krew napływa mi do policzków. Przede mną stoi dziewczyna, co ciekawe ruda dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Uśmiecham się do niej delikatnie, bo nie mam pojęcia, co innego mogłabym zrobić. Po dziewczynie widać, że jej irytacja szybko nie zniknie. Nie jest dobrze, oj nie jest. Cofam wcześniejszy uśmiech i sięgam ręką, aby zdjąć jej dłoń z mojego ramienia. Ktoś mnie w tym wyręcza. Słyszę ciche syknięcie z ust dziewczyny i widzę jej niezadowoloną minę.
-Albus, jak miło cię widzieć- na ustach dziewczyny maluje się wredny uśmiech.-Czyżbyś bronił naszej kochanej Belli? A może ona jest twoją, nową zdobyczą?- z jej krtani wyrywa się szyderczy śmiech.
-Lily, przeginasz. Jeśli nie chcesz tu być, to wróć do rodziców. Nikt cię nie będzie błagał, żebyś została- odpowiada jej bardzo spokojnie, ale widać, że najchętniej by ją zabił.Puszcza jej rękę z mocnego uścisku. Dziewczyna rozmasowuje nadgarstek, a ja widzę, że na jej ręce został duży czerwony ślad. Dziewczyna zaczyna iść w stronę schodów, ale zatrzymuje ją głos Hermiony.
-Lily, zaraz będzie obiad- oznajmia.
-Nie jestem głodna- odpowiada jej zimnym tonem głosu Lily. Zaczyna kierować się na górę. Po chwili słychać, trzaśnięcie drzwiami.
Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Mam być na nią zła? Nie, przecież nie mam o co się gniewać. Może powinno być mi jej szkoda? To też nie to. Co do całej tej sytuacji mam setkę mieszanych uczuć.
-Bella?- słyszę za sobą głos Albusa i czuje na ramieniu jego uścisk, zwykły delikatny uścisk. Nie taki jak ten, który zafundował Lily, ale całkiem inny ciepły i przyjacielski.Odwracam się w jego stronę, a on posyła mi ciepły uśmiech.- Nie przejmuj się nią. Ona już taka jest. Zobaczysz za kilka dni będziecie najlepszymi przyjaciółkami.-mówi.
-Wątpię- odpowiadam mu i oboje wybuchamy śmiechem.
-Choć przedstawię Cię Molly- proponuje i łapie mnie za rękę. Nawet nie czeka na moje pozwolenie. Od razu prowadzi mnie do kobiety.
-Molly, to jest Bella- Albus wskazuje na mnie ręką, a ja kiwam głową na przywitanie.
-Wiem kochaneczku. Ron i Hermiona zdążyli mi już o niej opowiedzieć. Miło mi Cię poznać kochanie- mówi i przytula mnie.
-Mi panią też- odpowiadam.
-Ooo... Zbiorowy przytulas- słyszę za plecami i czuję jak James łapie mnie w tali i kładzie mi głowę na ramieniu. Jestem zniesmaczona tą sytuacją. Molly widząc to odsuwa się i posyła mi dobroduszny uśmiech.
-Idę pomóc Hermionie w kuchni- mówi i puszcza do Jamesa oczko.
Wzdycham i rozglądam się po pokoju. nawet nie zauważyłam kiedy wszyscy się zmyli. Takim oto sposobem jestem w pułapce. Stoję na środku korytarza, a James nie chce mnie puścić. Czuje się jak mucha złapana przez muchołapkę. Łapię za dłonie Jamesa i próbuje je jakoś odepchnąć, ale na nic zdają się moje wysiłki. Słyszę przy uchu głos Jamesa.
-Nie puszczę Cię, kotku- mam ochotę go zamordować, ale odwracam się w jego stronę. Nasze twarze dzielą zaledwie centymetry. Przysuwam swoje usta do jego ucha.
-Zapomniałeś chyba o naszej małej obietnicy- mówię słodko, ale z nieukrywaną złością.
-Mylisz się. Nasza umowa dotyczyła słów: słonko i skarbie, o kotku nie było mowy- widzę na jego ustach ten pewny siebie uśmiech. Ma racje, czyli teraz jestem kotem. Nie jest dobrze. James przygryza wargę i przyciąga mnie do siebie, dzieli nas jedynie kilka milimetrów i nagle słyszę głos Rose. Kobieto nie masz pojęcia o tym, jak bardzo wdzięczna ci jestem.
-O! Tu jesteście. Chodźcie na obiad. James masz natychmiast ją puścić- mówi to tak stanowczo, ze aż zaczynam się bać.
Widzę zniesmaczenie na twarzy Jamesa i czuję jak mnie puszcza. Mam ochotę dogryźć mu jakoś, ale nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Chyba jednak pójdę już na ten obiad. Czuje jak James łapie mnie za rękę, odwracam się w jego kierunku.
-Przepraszam- mówi cicho, a na jego twarzy nie widać nawet cienia dawnego uśmiechu.
Puszcza moją dłoń i idzie w kierunku Rose. Stoję przez chwilę myśląc nad jego przeprosinami. Z mojej zadumy wyrywa mnie głos Rose.
-Bella, choć już!
-Już idę- odpowiadam jej i kieruję się w jej kierunku.
James
Nie chciałem tego zrobić tzn. chciałem, ale nie w ten sposób. A może właśnie w ten sposób? To chyba możliwe. Dobra, szczerze to sam nie wiem, czemu to zrobiłem. To był taki impuls. Za pierwszym razem się powstrzymałem, ale teraz gdyby nie Rose... Dlaczego Bella musi tak na mnie działać?Co ja w ogóle robię?! Myślę o jakiejś tam lasce. Musze dać sobie z nią spokój. Nie potrzebuje kolejnej fanki.
Mijam w korytarzu Rose, nie jest zadowolona moim zachowaniem. I dobrze. Uśmiecham się do niej szelmowsko. Rose wygląda jakby chciała rzucić na mnie Avade. Hahahah Rose się zbulwersowała.Ojoj niedobrze. Tak naprawdę wcale mnie to nie obchodzi. Wchodzę do kuchni i widzę całą szczęśliwą rodzinkę. Zajmuje miejsce obok Hugona. Podnosi on na mnie swój, zdziwiony wzrok.
-Gdzie Rose i Bella?- pyta i patrzy w stronę drzwi.
-Nie mam pojęcie, zresztą co mnie to obchodzi- odpowiadam lekceważąco.
-Myślałem, że...
-Myliłeś się- przerywam mu.
Nie chcę o tym gadać z nikim, nie ważne czy miałby to być Hugon, Nate, Rose, Albus czy ktokolwiek inny. Chyba po raz pierwszy przejmuję się jakąś dziewczyną. Nie no, teraz to przesadziłem, ja się nią nie przejmuje. Bella wcale mnie nie obchodzi. o właśnie weszła do kuchni. Wygląda na lekko zdezorientowaną, co jest całkiem słodkie.Dobra, mniejsza o nią. Ciekawe co jest na obiad. Hmm... Po zapachu wnioskuję, że pieczone ziemniaki i... O ironio! Bella siada naprzeciw mnie,a Rose obok. Nie jest dobrze. Idę o zakład, że Rose będzie się na mnie mściła. Ale to nie moja wina, że ona i Scorpius, tak bardzo do siebie pasują.
-Hej Rose. Co ostatnio słychać u twojego ukochanego?- pytam i puszczam do niej oczko. Uwielbiam ją denerwować.
-Nie mam zielonego pojęcia o kim mówisz- oznajmia i nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem.
-Oj Roseee... Nie bądź taka! Powiedz wszystkim o swoich kontaktach ze Scorpiusem MALFOY'EM- mówię to tak głośno, aby Ron usłyszał.
-Rose!!! Czy on powiedział MALFOY?!- z drugiego końca stołu odzywa się Ron.
-Hahah 1:0 dla mnie, Rose- nie potrafię przestać się śmiać.
-Tato niestety przesłyszałeś się- odpowiada niby spokojnym głosem, ale widać że aż się w niej gotuje.
-Mam nadzieje. Wiesz że nie tolerujemy Malfoy'ów, to śmierciorzercy- mówi nienawistnym tonem.
-Tato, śmierciorzerców już nie ma, tak samo jak i Voldemorta- widać, że biedna Rose jest na skraju załamania. O jak mi niezmiernie przykro.
-To nie zmienia faktu, że kiedyś byli. Poza tym wiesz jak jego ojciec traktował mnie i twoja matkę- lata praktyki w byciu aurorem sprawiły, że Ron jest coraz mniej wybuchowy, ale Rose nie. Tylko na to czekam. Jeszcze tylko chwila, a wybuchnie.
-Tato ty nic nie rozumiesz!- krzyczy łamiącym się głosem. Już widzę łzy w jej oczach.
Rose wstaje od stołu, mija mnie i wybiega na korytarz.
-Nie ma za co, Rose!- krzyczę za nią i posyłam wredny uśmieszek Belli.
Ona też wstaje od stołu i wychodzi. Do kuchni wchodzą Molly i Hermiona. Sam również wstaje od stołu, mam tego wszystkiego już dość.
-Gdzie idziesz?- słyszę głos Molly.
-Nie jestem głodny, ale reszcie życzę, żeby się wszyscy udławili- mówię i macham ręką na pożegnanie. Wychodząc puszczam oczko do Hugona, który wygląda na mocno zdezorientowanego.
C.D.N
Rose
Niby normalny dzień, siedzę sobie na kanapie i słucham muzyki, a tu nagle tata materializuje się w kominku. W sumie nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zawsze pojawia się w ten sposób w domu. To już taka tradycja rodziny Weasley'ów, żeby wyskakiwać z kominka, kiedy ludzie nie są na to przygotowani.
-Hej tato.- uśmiecham się delikatnie na powitanie. Odpowiada mi tym samym.- Jak wam poszło z Bellą?- nie pytam z grzeczności, po prostu jestem ciekawa.
-Hej Rose.Nawet lepiej niż się spodziewałem. Poza tym, że twoja mama była tak nieodpowiedzialna, żeby użyć oklumencji, to nie było najgorzej. Bella zgodziła się "przyjść" tu z nami, oczywiście dopiero po tym, jak porozmawiała z mamą. Za moment powinna wyskoczyć z kominka.- westchnął i usiadł obok mnie. Widać, ze praca dla ministerstwa go wykańcza.- Przyjechali już: James, Albus i Lily?- zapytał
-Tak, przed chwilą. Albus i Lily poszli się rozpakować, a James poszedł z Hugonem do jego pokoju. Mają zamiar ogarnąć pokój Hugona, zanim przyjedzie Molly.- wyjaśniłam.
-Najpierw muszą do tego pokoju wejść.-zaśmiał się.
Może nie ma w tym nic aż tak zabawnego, ale w pokoju Hugona panuje taki burdel, że wczoraj musiał spać w pokoju gościnnym, bo nie mógł otworzyć drzwi od swojego.
ŁUP...
Z kominka własnie wyskakuje Hermiona. Czy Bella nie powinna pojawić się przed nią?
-Mamo gdzie zgubiłaś Belle?
-Teleportowała się przede mną. Powinna już tu być, wszystko wypowiedziała i zrobiła poprawnie. Jesteście pewni, że jej tu nie ma? - w jej głosie słychać szczerą nadzieję.
-Przykro mi kochanie, aportowałem się tutaj jakąś minutę temu i nikt oprócz ciebie się tu nie pojawił.
3...2...1... Hermiona zaczyna panikować.
-Jeśli coś jej się stało, to wyrzucą mnie z ministerstwa.- uwielbiam, jak ona się denerwuje, to takie zabawne.- A co jeśli doznała rozszczepienia?! Co ja mam teraz zrobić?!
Tata podchodzi do niej, kładzie jej rękę na ramieniu i mówi tym swoim dobrodusznym głosem, którym pociesza ludzi, kiedy ma im powiedzieć, że członek ich rodziny nie żyje.
-Kochanie nie martw się, założę się, że po prostu wylądowała w innym kominku.
Tata tak długo pracuje jako auror, że ma już wprawę w pocieszaniu ludzi. Mama przestaje histeryzować i przytula się do niego. Tsa... Kolejna ckliwa scenka, godna królowej. Nie wierzę, że ludzie dają się nabrać na wszystko co mówi mój tata. Zazdroszczę mu tego daru przekonywania. Ciekawe jak on to robi.
Hermiona odsuwa się od niego, patrzy mu w oczy i mówi przez łzy.
-Kochanie musimy ją znaleźć.
Tata kiwa głową.
-Zgadza się. Ja poszukam na 1 i 2 piętrze, ty na 3, a Rose...
-O nie mnie w to nie mieszajcie. Ja idę do Hugona i Jamesa, zobaczę jak idzie im sprzątanie.
Wstaje z kanapy.Włączam muzykę w telefonie na ful i idę korytarzem, aż do schodów. Przed schodami zatrzymuję się, bo w słuchawce słyszę AC/DC Back in black, to moja ulubiona piosenka. Wsłuchuję się w nią i wolnym krokiem ruszam na 4 piętro. Swoja drogą to dość ciekawe, że na każdym piętrze w moim domu są kominki. To był pomysł mamy, w sumie to ona zaprojektowała ten dom. Stwierdziła, że warto zamontować w każdym pokoju kominek, abyśmy mogli się do siebie nawzajem teleportować i żeby nasi przyjaciele mogli nas w ten sposób odwiedzać. Uważam że to całkiem niezły pomysł, ale nie powiem jej tego. Wiem, jak ona uwielbia mieć racje i nie dam jej tej satysfakcji. Dziwne jest natomiast to, że nasz dom ma 4 piętra. Mieszkają w nim tylko 4 osoby, przy czym Hugon mieszka na 4 (ciekawe miejsce sobie wybrał, no nie?), ja na 3, rodzice na 1, drugie piętro zostaje puste, nie zapominając o tym, ze na każdym piętrze są 3 pokoje, salon i łazienka. To zwykłe marnotrawstwo, ale nie kochana mamusia stwierdziła, ze tak ma być i tak jest. Cieszę się, że większość roku mieszkam w Hogwarcie, nie wytrzymałabym z Hermioną w jednym domu przez tyle czasu. W wakacje i święta bez przerwy kłócimy, ale teraz będzie troszkę inaczej. Przyjechali kuzyni, Bella też ma tu troszkę pomieszkać, będę mogła bez problemu unikać Hermiony.
Mijam 2 piętro, piosenka zmienia się na Imagine dragons - demons. Właśnie ciekawe co stało się z Bellą. Hermiona ostatnio mówi tylko o niej, a ona właśnie wyparowała. Szkoda mi jej, całe wakacje ma u nas spędzić na specjalnym doszkalaniu u mojej mamusi tylko dlatego, że ministerstwo tak zadecydowało.Mijam 3 piętro i słyszę huk dochodzący z pokoju Hugona. Wyjmuje słuchawki z uszu, chowam je razem z telefonem do kieszeni i biegnę na górę. Mam nadzieje, że James nic nie zrobił Hugonowi, szkoda mi mojego brata, to jedyna normalna osoba w tym domu poza mną i tatą. Jestem na 4 piętrze, biegnę w stronę pokoju Hugona.
-Hugon! James!- krzyczę.
Wbiegam do pokoju i to co widzę przewyższa moje największe oczekiwania. Na Jamesie siedzi okrakiem jakaś dziewczyna, w kącie stoi mój biedny brat czerwony, jak cegła i się im przygląda. Idę o zakład, że ta dziewczyna to Bella.
-Ooo...Hej Rose- James wygląda na zakłopotanego, nie dziwie mu się, też bym była zakłopotana w takiej sytuacji.
-Cześć James, widzę że znalazłeś sobie nowy obiekt upodobań...- nie mogę się powstrzymać, żeby mu nie dopiec. To taka mała zemsta, za lata gadania o tym, jaką świetną ja i Scorpius bylibyśmy parą. Rzygać mi się chce na samą myśl o tym idiocie.
-Jak widać- odpowiada pewnym siebie głosem, jakby ona była już jego. James jest stanowczo zbyt pewny siebie, kiedyś go to zgubi.
- Przykro mi, ale muszę ci ją na moment zabrać, moja mam wszędzie jej szuka. Boi się że nasza Bella zgubiła się, wiec oddaj ją grzecznie zanim Hermiona się tu zjawi.- staram się aby mój głos brzmiał stanowczo, ale nie chce zrazić do siebie Belli.
Bella powoli wstaje, a na pożegnanie dostaje słodziutkiego całusa w policzek od Jamesa. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Jest skończonym idiotą, całuje dziewczynę, której nawet nie zna. Przez te swoje "fanki" stał się okropny.
-Będę czekał Belluś...- w jego głosie słychać taką pewność siebie, jakby wiedział, że ona za moment przybiegnie i rzuci mu się w ramiona. Jego niedoczekanie...
-To się nie doczekasz- prosta, klarowna odpowiedź, a w jej ustach brzmi, jakby miała zabić jadem, którym jest przesączona. Droga Bello jestem z ciebie dumna.
- Czyżby trafiła kosa na kamień?? Biedny James, jeszcze żadna mu się nie oparła.- hahahah biedaczek. 1-0 dla Belli, przegrywasz James.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. Chyba się ze mną zgodzisz, słonko?- oj Bella, Bella już cie lubię.
-Nigdy, zobaczysz jeszcze będziesz moja.- James wypowiada te słowa z taką pewnością siebie, szkoda że nie wie, ze jest na straconej pozycji.
-Więc? Rose zaprowadzisz mnie do Hermiony?- zwraca się do mnie. Prawie zapomniałam, ze wszyscy jej szukają.
-Tak, jasne, choć ze mną.
Odwracam się na pięcie i wychodzę z pokoju Hugona, za mną idzie Bella. Prowadzę ją przez korytarz, aż do schodów. Denerwuje mnie ta cisza, chętnie bym z nią o czymś pogadała, ale nie mam pojęcia o czym.
-Nieźle dopiekłaś Jamesowi...- zaczynam, chcę aby mój głos był spokojny, nie mam zamiaru jej urazić tą uwagą.
-Mówisz o tym idiocie, który mnie pocałował? Nie wiem skąd się urwał, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tak żałosnego kolesia jak on.- po jej wypowiedziach wnioskuje, że ma dziewczyna charakterek.
-Jest moim kuzynem...
-Przepraszam nie chciałam...- wygląda na to, ze zrobiło jej się przykro.
-Nie martw się, też za nim nie przepadam.-mówię to takim tonem, jak tata i uśmiecham się pokrzepiająco, odpowiada mi tym samym.- Więc będziesz chodziła do Hogwartu?- pytam.
-Hermiona i Ron chcieli mnie do tego przekonać, ale nie jestem pewna. Za mało wiem o tej szkole, żeby dać się tam wysłać.- wygląda na lekko przestraszoną, jak jakiś mały szczeniaczek. Szkoda mi jej, moja mama nie jest mistrzynią wyjaśnień.
Zatrzymuję się na 2 piętrze, Bella staje tuż za mną. Odwracam się do niej i zaczynam mówić.
-Więc? Co chciałabyś wiedzieć o tej szkole?
-Nie mam pojęcia. Cokolwiek, zacznij mówić wszystko co wiesz, a ja będę słuchała.- proponuje Bella.
-Dobra, niech ci będzie, ale chodźmy do mojego pokoju. nie będziemy rozmawiać na schodach.
Bella kiwa głowa. Uśmiecham się i zaczynam się kierować z powrotem na 3 piętro. Bella idzie cały czas za mną. Jesteśmy na piętrze i zaczynamy kierować się w stronę mojego pokoju. Mijamy tą paskudną rzeźbę kupidyna przy wejściu do łazienki, skręcamy w prawo. Wchodzę do mojego pokoju i czekam na Belle. Nie wygląda na przekonaną co do tego, czy może mi ufać, więc wykonuje zapraszający gest ręką i uśmiecham się do niej. Wchodzi do pokoju. Rozglądam się po korytarzu, żeby sprawdzić czy nikt nie będzie nas podsłuchiwał. Nikogo nie ma, pustki. Wsuwam się z powrotem do pokoju i zamykam drzwi.Wskazuje Belli sofę, żeby usiadła, a sama siadam w moim ulubionym fotelu i kładę nogi na stole.Dziewczyna wygląda na zakłopotaną, przygląda się moim glanom, zdejmuje nogi ze stołu, bo czuję się troszkę dziwnie. Zawsze kładę nogi na stole, nieważne czy jestem w Hogwarcie czy w domu zawsze to robię i nikt nie zwraca na to uwagi, ale skoro jej to przeszkadza.
-Taki nawyk.- tłumaczę się.
-Nie ma sprawy. Też mam kilka złych nawyków.-uśmiecha się i rozgląda po pokoju.-Miałaś mi opowiedzieć o tej szkole...
-Tak, ale to może zaczekać. Teraz zajmiemy się ważniejszą sprawa.
-Jaką?-pyta przestraszona. nie chciałam jej przestraszyć.
-Co łączy cię z Jamesem?-pytam, a na moich ustach wykwita radosny uśmiech.Bella rumieni się.-Nie mogłam cię o to spytać na schodach, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek to usłyszał- wyjaśniam.
-Aha. A co chcesz konkretnie wiedzieć?- nie wygląda jakby chciała udzielać mi jakichkolwiek wyjaśnień, ale nie ma wyboru.
-Zacznijmy od czegoś prostego...Jak to się stało, że wylądowałaś na nim?-musiałam o to zapytać, nie miejcie mi tego za złe.To tylko czysta ciekawość.
-Co?!- jej reakcja jest dość zabawna. Zamyka i otwiera usta, a w końcu spuszcza głowę i cała się rumieni.- Przewróciłam się.-mamrocze pod nosem, ledwo słyszalnym głosem.
-Możesz powtórzyć? Niedosłyszałam.- udaje że nadstawiam ucho, żeby zrobić jej na złość. Widać, że aż się w niej gotuje.
-PRZEWRÓCIŁAM SIĘ, MOŻE BYĆ?!- krzyczy na cały głos.
-Okej. Nie krzycz tak, bo zaraz ogłuchnę-mówię srogim głosem, a potem obie zaczynamy się śmiać.
-Przepraszam, po prostu mam już ich wszystkich dość. Hermiona i Ron zakradają się do mojego domu i mówią, że jestem czarownica, potem kłócę się z mamą, a teraz ten cały James. Święty by oszalał.
-Nie martw się, ja też nie lubię Hermiony, a James mnie strasznie wkurza, ale idzie się przyzwyczaić.
-Na szczęście to pierwszy i ostatni raz, kiedy widzę tego całego Jamesa - mówi z ulgą.
-Czyli ci nie powiedzieli?
-O czym?- wygląda na zdziwioną, więc moje przypuszczenia się potwierdzają, nie powiedzieli jej jeszcze.
-Ministerstwo zadecydowało, że zostajesz tu na całe wakacje. Masz specjalny program doszkalający, którego zadaniem jest przygotować cię do 5 roku w Hogwarcie. Hermiona ma być twoją korepetytorką. James, Albus i Lily przyjechali tu, żebyś spędziła trochę czasu ze swoimi rówieśnikami. Twoja mama miała przysłać jutro twoje rzeczy.
Bella
Że co proszę?! Chyba zaraz oszaleję. Mam mieszkać przez miesiąc z tym idiotą?! Chyba nie może być gorzej.
-Jesteś pewna, ze to nie pomyłka?- pytam z nadzieją.
-Absolutnie. Powiadomili nas trzy dni temu- wyjaśnia.
-Czekaj...Trzy dni temu?
-Tak...- odpowiada zdziwiona i patrzy z niepokojem na mnie.
-Wtedy dostałam list z tej całej szkoły. W kopercie były trzy kartki...
-Trzy?- przerywa mi.- Zazwyczaj są dwie- wyjaśnia.
Jakby to miało jakieś większe znaczenie. Co za różnica czy są trzy czy dwie kartki. Ludzie zlitujcie się, to nie koniec świata. Sięgam do kieszeni spodni i wyjmuję pomięte kartki, rozkładam je i pokazuje jej.
-Widzisz? Nie kłamałam- dziewczyna wygląda na mocno zdezorientowaną.
-Mogę?- pyta i sięga po kartki.
Kiwam głową i podaje je jej. Rose przygląda się im i wygląda na zdziwioną. Oddaje mi: list zawiadamiający o przyjęciu na 5 rok i listę rzeczy potrzebnych uczniowi piątego roku. Nadal czyta list od pani dyrektor. To ta kartka, która rano czytałam ze trzy razy. Piszę na niej coś o mugolach itd, ale nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Mimo to Rose wygląda na szczerze zdziwioną.Odrywa wzrok od kartki i patrzy na mnie.
-Naprawdę nie masz w rodzinie żadnego czarodzieja?- pyta.
-Tak na 100%- odpowiadam znudzonym głosem.
-Ale wiesz, że to niemożliwe żeby ktoś bez magicznego przodka został czarodziejem?- pyta takim głosem, jakby od tego zależały losy świata.
-Tak wiem, coś o tym było na tej kartce.- Rose znów patrzy na kartkę, jakby sprawdzała czy niczego nie przegapiła.
-Hmmm...- dziewczyna patrzy to na mnie, to na kartkę i tak cały czas.
Ta cała sytuacja zaczyna mnie irytować. Każdy cały czas gada coś o jakiejś tam magi, a puki co nie zobaczyłam jeszcze nic magicznego. Wyprostowuję się w fotelu i opieram wygodnie. Czekam, aż Rose ochłonie. Rozglądam się po pokoju i nagle słyszę krzyk z dołu...
-Witajcie kochaneczki!!!- po głosie wnioskuję, że to jakaś starsza kobieta. O ile się nie mylę to Hermiona wspominała coś o jakiejś Molly, która miała wpaść do nich na obiad. Ciekawe kiedy odeślą mnie do domu, nie dam się tu trzymać siłą...
-Au!- krzyknęłam.
Nawet nie zauważyłam kiedy Rose oderwała się od listu. Teraz ciągnie mnie gdzieś za rękę.Zbiega po schodach, a ja toczę się za nią, bo inaczej nie da się nazwać mojego nieudolnego biegu po schodach. Rose zamiast być w zadumie, jak podczas czytania listu jest cała w skowronkach i bez przerwy podskakuje. Gdyby nie jej poprzednie zachowanie pokusiłabym się o stwierdzenie, że dziewczyna ma ADHD. Jesteśmy już na parterze, szybko poszło.
-Molly!!! Nareszcie jesteś. Nie mogłam się doczekać.- zaczyna krzyczeć i puszcza moją rękę. Rose rzuca się w objęcia kobiety, a ja po raz kolejny ląduje w objęciach Jamesa, który ratuje mnie przed upadkiem. O ironio. Ile razy jeszcze wpadnę na tego kolesia?!
-Hej Belluś - wita się i patrzy na mnie tymi swoimi oczami. Chyba jednak mu się to nie znudzi.-Wiedziałem, że jeszcze wpadniesz.- mówi i puszcza do mnie oczko.
Jeszcze chwila i oszaleję. Najgorsze jest to, że trzyma mnie tak mocno, że nie mam szans się wyplątać. Nagle ktoś łapie mnie za rękę i zabiera od Jamesa. Nareszcie nadeszło moje wybawienie!Hip... hip... HURA!!! Moja euforia jest nie do opisania. Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie zwracam uwagi na to, kto mnie uratował. Po ocknięciu się z chwilowej euforii, jestem gotowa stwierdzić, że moja aura może powalić słonia. Przede mną stoi dokładna kopia Jamesa. Chłopak patrzy na mnie, uśmiecha się i przyjacielsko ściska mi dłoń.
- Witaj Bello. Pozwól że się przedstawię. nazywam się Albus Severus Potter.- uśmiech nadal nie schodzi z jego twarzy, ale ten uśmiech nie jest uwodzicielski, jak Jamesa jest za to bardzo przyjazny. Nie wierzę że obaj tak bardzo się od siebie różnią.
-Miło mi- odpowiadam i uśmiecham się do niego przyjaźnie.
-Albus jak możesz?! - za plecami usłyszałam obrażony głos Jamesa.Praktycznie zapomniałam to tym dupku.
-James nie martw się, wszyscy jesteśmy tu, żeby pomóc jej w nauce. Nawet ty będziesz mógł ją sobie zatrzymać na moment. A tym czasem...- Albus obrócił się na pięcie i z uśmiechem na ustach podszedł do Molly. - Witaj babciu- powiedział i przytulił się do kobiety.
-Witaj kochaneczku. Co słychać u Harry'ego?
-Wszystko dobrze, ale ma dużo pracy, jako auror. Artur przyjechał z tobą?- zapytał i rozejrzał się po pokoju.
-Przykro mi, ale nie..- kobieta spuściła głowę.-Przeprowadza interwencje...- wyjaśnia.
Nie mam pojęcia o co jej chodzi, ale wygląda jakby było to coś poważnego.Przez chwilę mam wrażenie, ze wszyscy się na mnie patrzą, ale to chyba tylko moje złudzenie. Wpatruję się przez chwilę w Albusa i Molly.
Po chwili czuję, jak ktoś łapie mnie za ramię i odkręca w swoją stronę. To pewnie James. Nie znoszę go.
-James, mógłbyś puścić moje ramie?- pytam z irytacją w głosie.
-Nie nazywam się James- słyszę w odpowiedzi.
Patrzę w stronę mojego oprawcy i czuję, jak cała krew napływa mi do policzków. Przede mną stoi dziewczyna, co ciekawe ruda dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Uśmiecham się do niej delikatnie, bo nie mam pojęcia, co innego mogłabym zrobić. Po dziewczynie widać, że jej irytacja szybko nie zniknie. Nie jest dobrze, oj nie jest. Cofam wcześniejszy uśmiech i sięgam ręką, aby zdjąć jej dłoń z mojego ramienia. Ktoś mnie w tym wyręcza. Słyszę ciche syknięcie z ust dziewczyny i widzę jej niezadowoloną minę.
-Albus, jak miło cię widzieć- na ustach dziewczyny maluje się wredny uśmiech.-Czyżbyś bronił naszej kochanej Belli? A może ona jest twoją, nową zdobyczą?- z jej krtani wyrywa się szyderczy śmiech.
-Lily, przeginasz. Jeśli nie chcesz tu być, to wróć do rodziców. Nikt cię nie będzie błagał, żebyś została- odpowiada jej bardzo spokojnie, ale widać, że najchętniej by ją zabił.Puszcza jej rękę z mocnego uścisku. Dziewczyna rozmasowuje nadgarstek, a ja widzę, że na jej ręce został duży czerwony ślad. Dziewczyna zaczyna iść w stronę schodów, ale zatrzymuje ją głos Hermiony.
-Lily, zaraz będzie obiad- oznajmia.
-Nie jestem głodna- odpowiada jej zimnym tonem głosu Lily. Zaczyna kierować się na górę. Po chwili słychać, trzaśnięcie drzwiami.
Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Mam być na nią zła? Nie, przecież nie mam o co się gniewać. Może powinno być mi jej szkoda? To też nie to. Co do całej tej sytuacji mam setkę mieszanych uczuć.
-Bella?- słyszę za sobą głos Albusa i czuje na ramieniu jego uścisk, zwykły delikatny uścisk. Nie taki jak ten, który zafundował Lily, ale całkiem inny ciepły i przyjacielski.Odwracam się w jego stronę, a on posyła mi ciepły uśmiech.- Nie przejmuj się nią. Ona już taka jest. Zobaczysz za kilka dni będziecie najlepszymi przyjaciółkami.-mówi.
-Wątpię- odpowiadam mu i oboje wybuchamy śmiechem.
-Choć przedstawię Cię Molly- proponuje i łapie mnie za rękę. Nawet nie czeka na moje pozwolenie. Od razu prowadzi mnie do kobiety.
-Molly, to jest Bella- Albus wskazuje na mnie ręką, a ja kiwam głową na przywitanie.
-Wiem kochaneczku. Ron i Hermiona zdążyli mi już o niej opowiedzieć. Miło mi Cię poznać kochanie- mówi i przytula mnie.
-Mi panią też- odpowiadam.
-Ooo... Zbiorowy przytulas- słyszę za plecami i czuję jak James łapie mnie w tali i kładzie mi głowę na ramieniu. Jestem zniesmaczona tą sytuacją. Molly widząc to odsuwa się i posyła mi dobroduszny uśmiech.
-Idę pomóc Hermionie w kuchni- mówi i puszcza do Jamesa oczko.
Wzdycham i rozglądam się po pokoju. nawet nie zauważyłam kiedy wszyscy się zmyli. Takim oto sposobem jestem w pułapce. Stoję na środku korytarza, a James nie chce mnie puścić. Czuje się jak mucha złapana przez muchołapkę. Łapię za dłonie Jamesa i próbuje je jakoś odepchnąć, ale na nic zdają się moje wysiłki. Słyszę przy uchu głos Jamesa.
-Nie puszczę Cię, kotku- mam ochotę go zamordować, ale odwracam się w jego stronę. Nasze twarze dzielą zaledwie centymetry. Przysuwam swoje usta do jego ucha.
-Zapomniałeś chyba o naszej małej obietnicy- mówię słodko, ale z nieukrywaną złością.
-Mylisz się. Nasza umowa dotyczyła słów: słonko i skarbie, o kotku nie było mowy- widzę na jego ustach ten pewny siebie uśmiech. Ma racje, czyli teraz jestem kotem. Nie jest dobrze. James przygryza wargę i przyciąga mnie do siebie, dzieli nas jedynie kilka milimetrów i nagle słyszę głos Rose. Kobieto nie masz pojęcia o tym, jak bardzo wdzięczna ci jestem.
-O! Tu jesteście. Chodźcie na obiad. James masz natychmiast ją puścić- mówi to tak stanowczo, ze aż zaczynam się bać.
Widzę zniesmaczenie na twarzy Jamesa i czuję jak mnie puszcza. Mam ochotę dogryźć mu jakoś, ale nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Chyba jednak pójdę już na ten obiad. Czuje jak James łapie mnie za rękę, odwracam się w jego kierunku.
-Przepraszam- mówi cicho, a na jego twarzy nie widać nawet cienia dawnego uśmiechu.
Puszcza moją dłoń i idzie w kierunku Rose. Stoję przez chwilę myśląc nad jego przeprosinami. Z mojej zadumy wyrywa mnie głos Rose.
-Bella, choć już!
-Już idę- odpowiadam jej i kieruję się w jej kierunku.
James
Nie chciałem tego zrobić tzn. chciałem, ale nie w ten sposób. A może właśnie w ten sposób? To chyba możliwe. Dobra, szczerze to sam nie wiem, czemu to zrobiłem. To był taki impuls. Za pierwszym razem się powstrzymałem, ale teraz gdyby nie Rose... Dlaczego Bella musi tak na mnie działać?Co ja w ogóle robię?! Myślę o jakiejś tam lasce. Musze dać sobie z nią spokój. Nie potrzebuje kolejnej fanki.
Mijam w korytarzu Rose, nie jest zadowolona moim zachowaniem. I dobrze. Uśmiecham się do niej szelmowsko. Rose wygląda jakby chciała rzucić na mnie Avade. Hahahah Rose się zbulwersowała.Ojoj niedobrze. Tak naprawdę wcale mnie to nie obchodzi. Wchodzę do kuchni i widzę całą szczęśliwą rodzinkę. Zajmuje miejsce obok Hugona. Podnosi on na mnie swój, zdziwiony wzrok.
-Gdzie Rose i Bella?- pyta i patrzy w stronę drzwi.
-Nie mam pojęcie, zresztą co mnie to obchodzi- odpowiadam lekceważąco.
-Myślałem, że...
-Myliłeś się- przerywam mu.
Nie chcę o tym gadać z nikim, nie ważne czy miałby to być Hugon, Nate, Rose, Albus czy ktokolwiek inny. Chyba po raz pierwszy przejmuję się jakąś dziewczyną. Nie no, teraz to przesadziłem, ja się nią nie przejmuje. Bella wcale mnie nie obchodzi. o właśnie weszła do kuchni. Wygląda na lekko zdezorientowaną, co jest całkiem słodkie.Dobra, mniejsza o nią. Ciekawe co jest na obiad. Hmm... Po zapachu wnioskuję, że pieczone ziemniaki i... O ironio! Bella siada naprzeciw mnie,a Rose obok. Nie jest dobrze. Idę o zakład, że Rose będzie się na mnie mściła. Ale to nie moja wina, że ona i Scorpius, tak bardzo do siebie pasują.
-Hej Rose. Co ostatnio słychać u twojego ukochanego?- pytam i puszczam do niej oczko. Uwielbiam ją denerwować.
-Nie mam zielonego pojęcia o kim mówisz- oznajmia i nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem.
-Oj Roseee... Nie bądź taka! Powiedz wszystkim o swoich kontaktach ze Scorpiusem MALFOY'EM- mówię to tak głośno, aby Ron usłyszał.
-Rose!!! Czy on powiedział MALFOY?!- z drugiego końca stołu odzywa się Ron.
-Hahah 1:0 dla mnie, Rose- nie potrafię przestać się śmiać.
-Tato niestety przesłyszałeś się- odpowiada niby spokojnym głosem, ale widać że aż się w niej gotuje.
-Mam nadzieje. Wiesz że nie tolerujemy Malfoy'ów, to śmierciorzercy- mówi nienawistnym tonem.
-Tato, śmierciorzerców już nie ma, tak samo jak i Voldemorta- widać, że biedna Rose jest na skraju załamania. O jak mi niezmiernie przykro.
-To nie zmienia faktu, że kiedyś byli. Poza tym wiesz jak jego ojciec traktował mnie i twoja matkę- lata praktyki w byciu aurorem sprawiły, że Ron jest coraz mniej wybuchowy, ale Rose nie. Tylko na to czekam. Jeszcze tylko chwila, a wybuchnie.
-Tato ty nic nie rozumiesz!- krzyczy łamiącym się głosem. Już widzę łzy w jej oczach.
Rose wstaje od stołu, mija mnie i wybiega na korytarz.
-Nie ma za co, Rose!- krzyczę za nią i posyłam wredny uśmieszek Belli.
Ona też wstaje od stołu i wychodzi. Do kuchni wchodzą Molly i Hermiona. Sam również wstaje od stołu, mam tego wszystkiego już dość.
-Gdzie idziesz?- słyszę głos Molly.
-Nie jestem głodny, ale reszcie życzę, żeby się wszyscy udławili- mówię i macham ręką na pożegnanie. Wychodząc puszczam oczko do Hugona, który wygląda na mocno zdezorientowanego.
C.D.N
środa, 8 stycznia 2014
Rozdziały.
Prolog
Rozdział 1: List, który nie powinien przyjść...
Rozdział 2: A jednak, cuda się zdarzają...
Rozdział 3: To są chyba jakieś chore żarty!!!
Rozdział 4: Przedwczesny prezent gwiazdkowy. Pytanie tylko: Dla kogo?
Rozdział 5: Przyjemny obiadek z Molly, czy uważaj nie udław się...
Rozdział 6: ...bo czekolada jest dobra na wszystko.
Rozdział 7: O nie! Znowu kominki...
Rozdział 8: Dzień pełen wrażeń.
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Od autorki: Planuję zrobić około 50 rozdziałów. Co z tego wyjdzie, jeszcze nie wiadomo. Rozdziały pojawiają się zależnie od aktywności czytelników. Czyli jeśli dostanę pod rozdziałem komentarz, wtedy kolejny rozdział pojawi się w ciągu tygodnia, jeśli nie to możliwe, że będziecie czekali miesiąc :P (taki żarcik).
Moja prośba: JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ POST, SKOMENTUJ !!!!!!!! (zależy mi na tym, żebym wiedziała, czy ktokolwiek czyta bloga)
Dziękuje za uwagę.Niżej podpisana...
Sly <3
Rozdział 1: List, który nie powinien przyjść...
Rozdział 2: A jednak, cuda się zdarzają...
Rozdział 3: To są chyba jakieś chore żarty!!!
Rozdział 4: Przedwczesny prezent gwiazdkowy. Pytanie tylko: Dla kogo?
Rozdział 5: Przyjemny obiadek z Molly, czy uważaj nie udław się...
Rozdział 6: ...bo czekolada jest dobra na wszystko.
Rozdział 7: O nie! Znowu kominki...
Rozdział 8: Dzień pełen wrażeń.
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Od autorki: Planuję zrobić około 50 rozdziałów. Co z tego wyjdzie, jeszcze nie wiadomo. Rozdziały pojawiają się zależnie od aktywności czytelników. Czyli jeśli dostanę pod rozdziałem komentarz, wtedy kolejny rozdział pojawi się w ciągu tygodnia, jeśli nie to możliwe, że będziecie czekali miesiąc :P (taki żarcik).
Moja prośba: JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ POST, SKOMENTUJ !!!!!!!! (zależy mi na tym, żebym wiedziała, czy ktokolwiek czyta bloga)
Dziękuje za uwagę.Niżej podpisana...
Sly <3
Bohaterowie
Bella Noxis
Lily Luna Potter
Jest siostrą Albusa i Jamesa. Jest w Gryffindorze, choć od początku nastawiała się na Hufflepuff. Jest dopiero na 4 roku, ale jest dość dojrzała, jak na swój wiek (ma 14 lat). W przeciwieństwie do Jamesa, nie zwraca uwagi na dom, do którego należą jej znajomi. Twierdzi że liczy się tylko ich osobowość.
Jest dość apodyktyczna, przynajmniej tak twierdzi Albus.
Nie ważne, jak się stara, nie jest w niczym tak dobra, jak James czy Albus.. Zależy jej na popularności, ale ma tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, Rose. Belle znienawidziła już przy ich pierwszym spotkaniu. Ma pewną teorię, dotyczącą tego że Bella chce jej odebrać popularność.Nienawidzi quidditcha, twierdzi że ta gra jest bardzo brutalna, ale wspiera Jamesa w pasji. Jej ulubiona lekcja to astronomia, uwielbia patrzeć w gwiazdy, jej zdaniem jest to bardzo romantyczne. W przeciwieństwie do Jamesa, nie skupia się na podbojach miłosnych. Jest ulubienicą wujka Percy'ego.
Jest bardzo podobna do matki. Ma rude włosy do ramion, brązowe oczy i 165 cm. wzrostu.
Alice Smith
Bella pewnego dnia dostała list z Hogwartu. Okazało się, że jest czarownica i została przyjęta na 5 rok nauki w Hogwarcie. W jej rodzinie nie było ani jednego czarodzieja, a mimo to odkryła w sobie moce magiczne. W Hogwarcie zostaje przydzielona do Slytherinu, co budzi dużą kontrowersje. Jest nieakceptowana w swoim domu, ale mimo to jest szczęśliwa, że trafiła akurat tam. Mimo że w Slytherinie większość osób jej nie akceptuje, nie poddaje się i znajduje przyjaciół w innych domach.
Jest nastolatką o dość specyficznym charakterze. Nie lubi towarzystwa, jest outsiderką, ale potem przekonuje się, że bez przyjaciół wiele nie zdziała. W poprzedniej szkole, została mocno zraniona, przez co zamknęła się na ludzi, stała się cyniczna i apodyktyczna. Często rani ludzi, na których jej zależy, choć tego nie chce, z tego powodu stara się odpychać ich od siebie, ale oni lgną do niej niczym muchy do lepu. Twierdzi, że wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, trzeba tylko chcieć.
Ma niecałe 15 lat (urodziny ma 13 sierpnia). Jest bardzo chuda. Ma 175 cm. wzrostu. Jest szatynką o długich(do połowy pleców), prostych włosach. Ma bardzo ciemne, hipnotyzujące, brązowe oczy.
"Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się James Syriusz Potter. Jestem synem słynnego Harry'ego Potter'a, który uratował świat przed Voldemortem. Jestem też kuzynem i przyjacielem tego oto delikwenta (Hugona). Chodzę do Hogwartu, jestem w Gryffindorze..."- tak przedstawiał się Belli, James, przy ich pierwszym spotkaniu.
James jest na swój delikatny sposób uroczy, choć nie okazuje tego na co dzień. Jest gruboskórny i zbyt pewny siebie. Twierdzi, ze skoro jego ojcem jest sam Harry Potter, to on jest nietykalny. Jego pasja to quidditch, po rodzicach odziedziczył wyjątkowy talent do tej dyscypliny; gra na pozycji szukającego.Jest przysłowiowym "dzieckiem szczęścia", choć się nie stara, wszystko mu wychodzi.Nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do nauki, przez co często odrabia szlaban. Jego wujek George Weasley, uważa go za prawdziwą zakałę społeczeństwa i właśnie za to go uwielbia. Drogi James jest łamaczem kobiecych serc, ale to się niedługo zmieni.
Uczęszcza na 6 rok nauki w Hogwarcie (ma 16 lat). Nienawidzi ślizgonów (wszystkich oprócz swojego brata). Uważał, że zaszła pomyłka, kiedy okazało się, ze Albus trafił do Slytherinu. Od tego czasu stał się oziębły, a jego relacje z bratem są kiepskie.
Jest wyjątkowo przystojny, urodę odziedziczył po mamie. Ma piękne zielone oczy, w którym można się bez oporu zakochać. Jest dobrze umięśnionym brunetem, z 185 cm. wzrostu.
Uczęszcza na 6 rok nauki w Hogwarcie (ma 16 lat). Nienawidzi ślizgonów (wszystkich oprócz swojego brata). Uważał, że zaszła pomyłka, kiedy okazało się, ze Albus trafił do Slytherinu. Od tego czasu stał się oziębły, a jego relacje z bratem są kiepskie.
Jest wyjątkowo przystojny, urodę odziedziczył po mamie. Ma piękne zielone oczy, w którym można się bez oporu zakochać. Jest dobrze umięśnionym brunetem, z 185 cm. wzrostu.
Albus uczęszcza na 5 rok nauki, w Hogwarcie (ma 15 lat). Jest ślizgonem, tak samo jak główna bohaterka. Lubi swój dom, ale twierdzi że do niego nie pasuje. Jego najlepszym przyjacielem jest Scorpius, choć niedługo do grona jego przyjaciół dołączy też Bella.
Od kiedy trafił do Slytherinu stał się większym "odludkiem", zamknął się na świat. jest bardzo skryty, dlatego niewielu osobom udaje się z nim zaprzyjaźnić. Nie przepada za swoją siostrą (Lily), twierdzi że jest ona zbyt apodyktyczna. Zależy mu bardzo na dobrych relacjach z bratem, ale od pewnego czasu zaczyna tracić nadzieję, że kiedyś się pogodzą. Od zawsze jest zakochany w Alice, niestety nigdy nie zdobył się na odwagę i zagadanie do niej. Wiele dziewczyn za nim szaleje, ale on tego nie zauważa, bądź udaje że tego nie widzi. Tak samo jak brat uwielbia quidditcha, jest świetny na pozycji ścigającego. Zrezygnował z gry, ponieważ nie chciał walczyć przeciwko bratu (James nic o tym nie wie), niestety nie wszyscy się z tym pogodzili i często namawiaja go, do powrotu do gry.
Jest brunetem o zielonych oczach, nie są one niestety tak wyraziste, jak jego brata. Mam potężną, jak na piętnastolatka, budowę. Ma 180 cm. wzrostu.
Od kiedy trafił do Slytherinu stał się większym "odludkiem", zamknął się na świat. jest bardzo skryty, dlatego niewielu osobom udaje się z nim zaprzyjaźnić. Nie przepada za swoją siostrą (Lily), twierdzi że jest ona zbyt apodyktyczna. Zależy mu bardzo na dobrych relacjach z bratem, ale od pewnego czasu zaczyna tracić nadzieję, że kiedyś się pogodzą. Od zawsze jest zakochany w Alice, niestety nigdy nie zdobył się na odwagę i zagadanie do niej. Wiele dziewczyn za nim szaleje, ale on tego nie zauważa, bądź udaje że tego nie widzi. Tak samo jak brat uwielbia quidditcha, jest świetny na pozycji ścigającego. Zrezygnował z gry, ponieważ nie chciał walczyć przeciwko bratu (James nic o tym nie wie), niestety nie wszyscy się z tym pogodzili i często namawiaja go, do powrotu do gry.
Jest brunetem o zielonych oczach, nie są one niestety tak wyraziste, jak jego brata. Mam potężną, jak na piętnastolatka, budowę. Ma 180 cm. wzrostu.
Lily Luna Potter
Jest siostrą Albusa i Jamesa. Jest w Gryffindorze, choć od początku nastawiała się na Hufflepuff. Jest dopiero na 4 roku, ale jest dość dojrzała, jak na swój wiek (ma 14 lat). W przeciwieństwie do Jamesa, nie zwraca uwagi na dom, do którego należą jej znajomi. Twierdzi że liczy się tylko ich osobowość.
Jest dość apodyktyczna, przynajmniej tak twierdzi Albus.
Nie ważne, jak się stara, nie jest w niczym tak dobra, jak James czy Albus.. Zależy jej na popularności, ale ma tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, Rose. Belle znienawidziła już przy ich pierwszym spotkaniu. Ma pewną teorię, dotyczącą tego że Bella chce jej odebrać popularność.Nienawidzi quidditcha, twierdzi że ta gra jest bardzo brutalna, ale wspiera Jamesa w pasji. Jej ulubiona lekcja to astronomia, uwielbia patrzeć w gwiazdy, jej zdaniem jest to bardzo romantyczne. W przeciwieństwie do Jamesa, nie skupia się na podbojach miłosnych. Jest ulubienicą wujka Percy'ego.
Jest bardzo podobna do matki. Ma rude włosy do ramion, brązowe oczy i 165 cm. wzrostu.
Hugo Weasley
Tak samo jak Lily jest na 4 roku (ma 14 lat). Jest pierwszym w historii Weasley'em, który nie trafił do Gryffindoru. Jego dom to Ravenclaw. Wbrew jego wątpliwościom, świetnie tam pasuje.
Jest bardzo mądry, co odziedziczył po mamie. Wszyscy uważają go za kujona, ale to nie prawda, tak naprawdę Hugo po prostu zapamiętuje wszystko, co usłyszy lub przeczyta. Jest bardzo nieśmiały i skryty, o czym mogliśmy sie przekonać, kiedy poznał Belle. Ma bardzo abstrakcyjny sposób bycia, co można zauważyć po bałaganie, który panuje w jego pokoju. Jego rodzice i siostra o tym nie wiedzą, ale Hugon jest artystą. On po prostu kocha sztukę i żaden sposób jej wyrażania nie jest mu obcy. Nie przepada on za quidditchem, ale nie odmówił przyjęcia posady pałkarza w drużynie. Uwielbia rozmawiać ze swoim dziadkiem o produktach mugolskich. Nie licząc Izaaka, Artur jest jedyna osobą, która go rozumie. Jest skrycie zakochany w Angelinie, ale boi się jej to wyznać. Myśli że nie ma u niej żadnych szans. Uwielbia rysować portrety Angelinie, uważa ją za swoją muzę, ale nikomu o tym nie mówi, a jej portrety trzyma w specjalnym szkicowniku.
Jest rudzielcem o brazowych oczach. Z wyglądu przypomina braci Rona, ma typowe rysy Weasley'ów. Ma 180 cm. wzrostu.
Tak samo jak Lily jest na 4 roku (ma 14 lat). Jest pierwszym w historii Weasley'em, który nie trafił do Gryffindoru. Jego dom to Ravenclaw. Wbrew jego wątpliwościom, świetnie tam pasuje.
Jest bardzo mądry, co odziedziczył po mamie. Wszyscy uważają go za kujona, ale to nie prawda, tak naprawdę Hugo po prostu zapamiętuje wszystko, co usłyszy lub przeczyta. Jest bardzo nieśmiały i skryty, o czym mogliśmy sie przekonać, kiedy poznał Belle. Ma bardzo abstrakcyjny sposób bycia, co można zauważyć po bałaganie, który panuje w jego pokoju. Jego rodzice i siostra o tym nie wiedzą, ale Hugon jest artystą. On po prostu kocha sztukę i żaden sposób jej wyrażania nie jest mu obcy. Nie przepada on za quidditchem, ale nie odmówił przyjęcia posady pałkarza w drużynie. Uwielbia rozmawiać ze swoim dziadkiem o produktach mugolskich. Nie licząc Izaaka, Artur jest jedyna osobą, która go rozumie. Jest skrycie zakochany w Angelinie, ale boi się jej to wyznać. Myśli że nie ma u niej żadnych szans. Uwielbia rysować portrety Angelinie, uważa ją za swoją muzę, ale nikomu o tym nie mówi, a jej portrety trzyma w specjalnym szkicowniku.
Jest rudzielcem o brazowych oczach. Z wyglądu przypomina braci Rona, ma typowe rysy Weasley'ów. Ma 180 cm. wzrostu.
Siostra Hugona. Jest na 5 roku, tak samo jak: Bella, Albus, Scorpius itd. jest Gryffonką, co trudno byłoby podważyć.
Jest urodzoną buntowniczka. Uwielbia wyprowadzać Hermionę z równowagi, niestety nigdy nie udaje jej się to z Ronem. Uwielbia swojego młodszego brata i we wszystkim go wspiera. Kiedy dowiaduje się, że Hugon jest zakochany w Angelinie, obiecuje sobie go wspierać.Mimo swojej buntowniczej natury, jest wspaniałą przyjaciółką. Uwielbia pomagać ludziom (jeśli jej zdaniem na to zasłużyli). Potrafi każdego wysłuchać i nie ocenia nikogo po pozorach. Wyjątkiem od tych wszystkich reguł jest Scorpius. Rose bardzo szanuje Albusa i to, jak ostrożnie dobiera on przyjaciół, ale Scorpiusa szczerze nienawidzi.W przeciwieństwie do Hugona, nie uczy się idealnie, ale idzie jej całkiem nieźle, pod warunkiem że spędzi całą noc przy książkach, co często bywa dla niej zbyt trudne. Jest wielką fanką quidditcha i często jeździ z tata na różne jego mecze. Do drużyny Gryffindoru trafiła, tylko dlatego że kapitan chciał wypróbować córkę Rona Weasley'a. Po treningu okazało się, że jest świetna i już w drużynie została (gra na pozycji obrońcy). Jej przyjaciółki to: Bella, Angelina i Lily.
Rose z twarzy, jest podobna do mamy, ale kolor włosów odziedziczyła po tacie. Ma piękne niebieskie oczy i 170 cm. wzrostu.
Rose z twarzy, jest podobna do mamy, ale kolor włosów odziedziczyła po tacie. Ma piękne niebieskie oczy i 170 cm. wzrostu.
Jest krukonem, na 6 roku nauki. Jest też najlepszym przyjacielem Hugona. Kiedy trafił do Ravenclaw, nikt nie miał, co do tego, zastrzeżeń.
Izaak jest bardzo mądry, ale często chodzi z głową w chmurach. Czasami, jest go bardzo trudno zrozumieć np: rozmawia z Hugonem, tłumaczy mu coś i w pewnym momencie kończy wypowiedź, w połowie zdania, bo wpadł mu do głowy kolejny, świetny pomysł. Zdarza się też, że często mówi sam do siebie.Podsumowując, jest geniuszem w marzycielskim wydaniu. Powód, jego częstej zadumy, nie jest nikomu znany, Izaak nie chce go wyjawić nawet przyjaciołom. Uparcie twierdzi, ze w jego przypadku dziewczyny zwracają uwagę, tylko i wyłącznie, na charakter. Niestety tak nie jest. W całym Hogwarcie, jest tylko jedna dziewczyna, która kocha go za charakter. Jest tak zakręcony, że nie zwraca uwagi, na szczebioczące do niego dziewczyny. Jego ukochanym przedmiotem, jest wróżbiarstwo. Mimo że nie wierzy w przepowiednie, twierdzi że to świetna zabawa. Jest ścigającym drużyny krukonów. mimo swojego ciągłego letargu, podczas meczu, jest perfekcyjnie skupiony.. Jego najlepszymi przyjaciółmi są Hugon i Annie. Oboje uwielbiają go, twierdząc że dzięki niemu, mogą oderwać się od rzeczywistości.
Izaak to blondyn, o pięknych niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu. Na nieszczęście, zakochanych w nim dziewczyn, Izaak rzadko się uśmiecha. Ma 180 cm. wzrostu.
Izaak jest bardzo mądry, ale często chodzi z głową w chmurach. Czasami, jest go bardzo trudno zrozumieć np: rozmawia z Hugonem, tłumaczy mu coś i w pewnym momencie kończy wypowiedź, w połowie zdania, bo wpadł mu do głowy kolejny, świetny pomysł. Zdarza się też, że często mówi sam do siebie.Podsumowując, jest geniuszem w marzycielskim wydaniu. Powód, jego częstej zadumy, nie jest nikomu znany, Izaak nie chce go wyjawić nawet przyjaciołom. Uparcie twierdzi, ze w jego przypadku dziewczyny zwracają uwagę, tylko i wyłącznie, na charakter. Niestety tak nie jest. W całym Hogwarcie, jest tylko jedna dziewczyna, która kocha go za charakter. Jest tak zakręcony, że nie zwraca uwagi, na szczebioczące do niego dziewczyny. Jego ukochanym przedmiotem, jest wróżbiarstwo. Mimo że nie wierzy w przepowiednie, twierdzi że to świetna zabawa. Jest ścigającym drużyny krukonów. mimo swojego ciągłego letargu, podczas meczu, jest perfekcyjnie skupiony.. Jego najlepszymi przyjaciółmi są Hugon i Annie. Oboje uwielbiają go, twierdząc że dzięki niemu, mogą oderwać się od rzeczywistości.
Izaak to blondyn, o pięknych niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu. Na nieszczęście, zakochanych w nim dziewczyn, Izaak rzadko się uśmiecha. Ma 180 cm. wzrostu.
Alice Smith
Jest najlepszą przyjaciółką Belli. Tak samo jak Bella, jest ślizgonką na 5 roku. Mieszka razem z Bellą w dormitorum. Wszyscy byli zdziwieni, kiedy została przydzielona do Slytherinu, ona jednak twierdzi, ze nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Alice jest największą optymistką, jaka uczy się w Hogwarcie. Jest naładowana pozytywna energią do tego stopnia, że potrafi cały dzień chodzić za Bellą lub Scorpiusem i mówić im o wszystkim i o niczym. Ludzie ja uwielbiają, przez co ma mnóstwo znajomych w innych domach. To dzięki jej Bella poznała większość ludzi w Hogwarcie. Jest najszczęśliwszą osoba we wszechświecie i za to Bella ją uwielbia, ale nawet wieczni optymiści maja mroczne sekrety. Gdy tylko ktoś mówi jej, że nie pasuje do Slytherinu, ona tłumaczy mu, że nawet Salazar Slytherin miał dobre cechy. Jej pozytywne nastawienie bardzo odbija się na Scorpiusie. To ona pomaga mu, gdy ten ma problemy rodzinne. Alice jest czystej krwi, ale nie uważa tego za zaszczyt, tylko co najmniej powód do wstydu. Bardzo lubi Albusa, ale twierdzi że ten jej unika, co w rzeczywistości jest jednym, wielkim kłamstwem. Choć bez przerwy się uśmiecha, w rzeczywistości jest to maska, która ma ukryć jej smutki.
Jest niska (ma 165 cm. wzrostu), ale za to wielka duchem. Jej włosy są bardzo jasne, prawie białe. Ma przepiękne niebieskie oczy, które bardzo podobają się chłopcom.
Alice jest największą optymistką, jaka uczy się w Hogwarcie. Jest naładowana pozytywna energią do tego stopnia, że potrafi cały dzień chodzić za Bellą lub Scorpiusem i mówić im o wszystkim i o niczym. Ludzie ja uwielbiają, przez co ma mnóstwo znajomych w innych domach. To dzięki jej Bella poznała większość ludzi w Hogwarcie. Jest najszczęśliwszą osoba we wszechświecie i za to Bella ją uwielbia, ale nawet wieczni optymiści maja mroczne sekrety. Gdy tylko ktoś mówi jej, że nie pasuje do Slytherinu, ona tłumaczy mu, że nawet Salazar Slytherin miał dobre cechy. Jej pozytywne nastawienie bardzo odbija się na Scorpiusie. To ona pomaga mu, gdy ten ma problemy rodzinne. Alice jest czystej krwi, ale nie uważa tego za zaszczyt, tylko co najmniej powód do wstydu. Bardzo lubi Albusa, ale twierdzi że ten jej unika, co w rzeczywistości jest jednym, wielkim kłamstwem. Choć bez przerwy się uśmiecha, w rzeczywistości jest to maska, która ma ukryć jej smutki.
Jest niska (ma 165 cm. wzrostu), ale za to wielka duchem. Jej włosy są bardzo jasne, prawie białe. Ma przepiękne niebieskie oczy, które bardzo podobają się chłopcom.
Ian Jackson
Jest kapitanem drużyny puchonów; gra na pozycji obrońcy. Uczęszcza na 6 rok nauki. Belle poznaje przez przypadek na ulicy Pokątnej i od razu czuć między nimi chemię.
Jest osobą bardzo odpowiedzialną, nigdy nie łamie danego słowa. Ian jest miły i opiekuńczy. Bardzo zależy mu na przyjaciółce z dzieciństwa Suzanne. Do drużyny quidditcha dostał się już na 2 roku, z czego jest bardzo dumny. Bardzo kocha zwierzęta, o czym można się przekonać w kolejnych rozdziałach. W przyszłości chce zostać uzdrowicielem, dlatego bardzo skupia się na ocenach. Z Jamesem nienawidzą się już od pierwszego spotkania. Ian nie pochwala sposobu bycia Jamesa, jego zdaniem jest on zbyt lekkomyślny. Jest bardzo popularny, choć mu na tym nie zależy, w szkole nie rozmawia z nikim poza Suzanne. Traktuje ją jak siostrę, mimo że nie łącza ich żadne głębsze relacje. O magi dowiedział się w wieku 11 lat, ale nie uważa żeby bycie czarodziejem było czymś nadzwyczajnym.
Jest wysokim (180 cm. wzrostu) szatynem o błękitnych oczach. W przeciwieństwie do Jamesa, jego uroda jest bardzo delikatna.
Jest kapitanem drużyny puchonów; gra na pozycji obrońcy. Uczęszcza na 6 rok nauki. Belle poznaje przez przypadek na ulicy Pokątnej i od razu czuć między nimi chemię.
Jest osobą bardzo odpowiedzialną, nigdy nie łamie danego słowa. Ian jest miły i opiekuńczy. Bardzo zależy mu na przyjaciółce z dzieciństwa Suzanne. Do drużyny quidditcha dostał się już na 2 roku, z czego jest bardzo dumny. Bardzo kocha zwierzęta, o czym można się przekonać w kolejnych rozdziałach. W przyszłości chce zostać uzdrowicielem, dlatego bardzo skupia się na ocenach. Z Jamesem nienawidzą się już od pierwszego spotkania. Ian nie pochwala sposobu bycia Jamesa, jego zdaniem jest on zbyt lekkomyślny. Jest bardzo popularny, choć mu na tym nie zależy, w szkole nie rozmawia z nikim poza Suzanne. Traktuje ją jak siostrę, mimo że nie łącza ich żadne głębsze relacje. O magi dowiedział się w wieku 11 lat, ale nie uważa żeby bycie czarodziejem było czymś nadzwyczajnym.
Jest wysokim (180 cm. wzrostu) szatynem o błękitnych oczach. W przeciwieństwie do Jamesa, jego uroda jest bardzo delikatna.
Popularność to jej drugie imię. Jest gryfonką i najlepszą przyjaciółką Rose; mieszkają razem w dormitorium. Uczęszcza na 5 rok nauki.
Angelina jest mugolką, ale nie lubi się tym chwalić Od pierwszego dnia szkoły wiadome było, że to ona będzie szkolną gwiazdeczką i tak się stało. Choć nie robi nic nadzwyczajnego, to jej uroda sprawia, ze wszyscy ją uwielbiają. W sprawach sercowych jest damską wersja Jamesa, uwielbia pokazywać chłopakom, że nie mogą jej mieć. Jest postacią bardzo dającą w kość głównej bohaterce, ale wkrótce jej sposób bycia się zmieni, przyczyni się do tego sam Hugon. Skromność nie jest cechą, która opisuje Angelinę, jest ona jej totalnym przeciwieństwem. Najważniejszą dla niej rzeczą w życiu jest jej duma. Ona nigdy nie przeprasza jako pierwsza, jest to poniżej jej godności. Udaje twardą, ale tak naprawdę bardzo łatwo ją zranić. Traktuje facetów bardzo przedmiotowo, ale bardzo zależy jej na prawdziwej miłości.
Jest szatynka o piwnych oczach. Jej największym atutem jest świetna figura. Ma 170 cm. wzrostu.
Angelina jest mugolką, ale nie lubi się tym chwalić Od pierwszego dnia szkoły wiadome było, że to ona będzie szkolną gwiazdeczką i tak się stało. Choć nie robi nic nadzwyczajnego, to jej uroda sprawia, ze wszyscy ją uwielbiają. W sprawach sercowych jest damską wersja Jamesa, uwielbia pokazywać chłopakom, że nie mogą jej mieć. Jest postacią bardzo dającą w kość głównej bohaterce, ale wkrótce jej sposób bycia się zmieni, przyczyni się do tego sam Hugon. Skromność nie jest cechą, która opisuje Angelinę, jest ona jej totalnym przeciwieństwem. Najważniejszą dla niej rzeczą w życiu jest jej duma. Ona nigdy nie przeprasza jako pierwsza, jest to poniżej jej godności. Udaje twardą, ale tak naprawdę bardzo łatwo ją zranić. Traktuje facetów bardzo przedmiotowo, ale bardzo zależy jej na prawdziwej miłości.
Jest szatynka o piwnych oczach. Jej największym atutem jest świetna figura. Ma 170 cm. wzrostu.
Jest gryfonem i najlepszym przyjacielem Jamesa. Uczęszcza na 6 rok nauki. Jest również kapitanem drużyny quidditcha (gra na pozycji pałkarza).
Nate jest najbardziej wyluzowanym człowiekiem na całym świecie. Nie ma na świecie rzeczy, która wyprowadziłaby go z równowagi, poza jedną- Annie. Nate jest nią tak zauroczony, że gdy widzi jakiegoś chłopaka, który się do niej zbliża, ma ochotę rzucić na niego niewybaczalne zaklęcie. Chociażby w myślach tworzył przeróżne sposoby śmierci dla tych delikwentów, którzy mają odwagę zbliżyć się do Annie, to nie da tego po sobie poznać. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie odważnego i pewnego siebie, w rzeczywistości od dwóch lat zbiera się, żeby zaprosić Annie na randkę. W zeszłym roku przez problemy miłosne i zbyt wielki luz, prawie zniszczył drużynę. Dziewczyny w szkole opisują go, jako ideał. Mimo wieloletniej przyjaźni z Jamesem jest dżentelmenem, a kobiety traktuje jak laleczki z porcelany, choć nieraz rozkochuje je w sobie do tego stopnia, że są w stanie zrobić dla niego wszystko.
Jest wysokim (180 cm.), muskularnym blondynem o brązowych oczach. Wiele dziewczyn w szkole dałoby wszystko, aby to one znalazły sie w jego objęciach, niestety jego serce należy do Annie.
Nate jest najbardziej wyluzowanym człowiekiem na całym świecie. Nie ma na świecie rzeczy, która wyprowadziłaby go z równowagi, poza jedną- Annie. Nate jest nią tak zauroczony, że gdy widzi jakiegoś chłopaka, który się do niej zbliża, ma ochotę rzucić na niego niewybaczalne zaklęcie. Chociażby w myślach tworzył przeróżne sposoby śmierci dla tych delikwentów, którzy mają odwagę zbliżyć się do Annie, to nie da tego po sobie poznać. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie odważnego i pewnego siebie, w rzeczywistości od dwóch lat zbiera się, żeby zaprosić Annie na randkę. W zeszłym roku przez problemy miłosne i zbyt wielki luz, prawie zniszczył drużynę. Dziewczyny w szkole opisują go, jako ideał. Mimo wieloletniej przyjaźni z Jamesem jest dżentelmenem, a kobiety traktuje jak laleczki z porcelany, choć nieraz rozkochuje je w sobie do tego stopnia, że są w stanie zrobić dla niego wszystko.
Jest wysokim (180 cm.), muskularnym blondynem o brązowych oczach. Wiele dziewczyn w szkole dałoby wszystko, aby to one znalazły sie w jego objęciach, niestety jego serce należy do Annie.
Jest najlepszym przyjacielem Albusa i kapitanem drużyny ślizgonów (gra na pozycji ścigającego). Uczy się na 5 roku.
Scorpius jest całkiem inny niż jego ojciec. Jest miły, ale też bardzo ambitny. Rose określa go jako "pana idealnego", ponieważ jest świetny we wszystkim co robi. Nic nie ma do Rose, ale kiedy ona zaczyna mu dokuczać, aż się w nim gotuje i nie potrafi jej wtedy odpuścić.Jeśli chodzi o quidditcha, nigdy nie chybia, zawsze celuje prosto w środek obręczy. Kiedy poznał Belle, od razu stwierdził, ze zostaną przyjaciółmi. Mimo statusu krwi Belli uważa, że jest ona idealną ślizgonką. Chciał ją włączyć do drużyny, kiedy zobaczył jaki ma świetny refleks, ale ona się nie zgodziła. To właśnie on zawsze namawia Albusa, żeby wrócił do drużyny, niestety bez skutku. Całe życie oprócz wakacji spędza w Hogwarcie, ale nie ma ale nie ma o to pretensji do rodziców. Jedyną rzeczą na świecie, którą kocha Scorpius jest quidditch.
Jest wysokim blondynem (185 cm.) o niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu.
Scorpius jest całkiem inny niż jego ojciec. Jest miły, ale też bardzo ambitny. Rose określa go jako "pana idealnego", ponieważ jest świetny we wszystkim co robi. Nic nie ma do Rose, ale kiedy ona zaczyna mu dokuczać, aż się w nim gotuje i nie potrafi jej wtedy odpuścić.Jeśli chodzi o quidditcha, nigdy nie chybia, zawsze celuje prosto w środek obręczy. Kiedy poznał Belle, od razu stwierdził, ze zostaną przyjaciółmi. Mimo statusu krwi Belli uważa, że jest ona idealną ślizgonką. Chciał ją włączyć do drużyny, kiedy zobaczył jaki ma świetny refleks, ale ona się nie zgodziła. To właśnie on zawsze namawia Albusa, żeby wrócił do drużyny, niestety bez skutku. Całe życie oprócz wakacji spędza w Hogwarcie, ale nie ma ale nie ma o to pretensji do rodziców. Jedyną rzeczą na świecie, którą kocha Scorpius jest quidditch.
Jest wysokim blondynem (185 cm.) o niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu.
Suzanne Edwards
Jest uczennicą 5 roku, jak również najlepsza przyjaciółką Iana z dzieciństwa. Tak samo jak Ian dowiedziała się o magii, kiedy dostała list z Hogwartu. Należy do Hufflepuff'u.
Suzanne charakteryzuje się wyjątkową nieśmiałością, która w jej przypadku wyraża się brakiem głosu. Wszyscy uważają ją za niemową, ale to nie jest prawda, ona po prostu jest tak nieśmiała, że zamiast się rumienić traci głos. Ian traktuje ja jak siostrę, uważa że jest ona zbyt delikatna na czarodzieja. Ona jedna kocha magię i Hogwart, nie potrafiłaby odejść ze szkoły. Jest bardzo ładna i urocza, ale przede wszystkim miła, niestety nikt tego nie docenia. Mimo wszystko nawet ona jest w kimś zakochana. W kim? Nikt oprócz jej tego nie wie. Pewnie zastanawiacie się, jakim cudem ona wymawia zaklęcia, skoro jest niemową, otóż ona już na pierwszym roku opanowała zaklęcia niewerbalne. Nikogo wiec nie zdziwi to, że jej ulubiona lekcja to właśnie zaklęcia. Jeśli chodzi o jej znajomość z główną bohaterką, poznają się niedługo, ale przyjaciółkami zostaną dopiero w Hogwarcie.
Jest niską (170 cm.) blondynką o szarozielonych oczach. Jest bardzo szczupła i ładna.
Suzanne charakteryzuje się wyjątkową nieśmiałością, która w jej przypadku wyraża się brakiem głosu. Wszyscy uważają ją za niemową, ale to nie jest prawda, ona po prostu jest tak nieśmiała, że zamiast się rumienić traci głos. Ian traktuje ja jak siostrę, uważa że jest ona zbyt delikatna na czarodzieja. Ona jedna kocha magię i Hogwart, nie potrafiłaby odejść ze szkoły. Jest bardzo ładna i urocza, ale przede wszystkim miła, niestety nikt tego nie docenia. Mimo wszystko nawet ona jest w kimś zakochana. W kim? Nikt oprócz jej tego nie wie. Pewnie zastanawiacie się, jakim cudem ona wymawia zaklęcia, skoro jest niemową, otóż ona już na pierwszym roku opanowała zaklęcia niewerbalne. Nikogo wiec nie zdziwi to, że jej ulubiona lekcja to właśnie zaklęcia. Jeśli chodzi o jej znajomość z główną bohaterką, poznają się niedługo, ale przyjaciółkami zostaną dopiero w Hogwarcie.
Jest niską (170 cm.) blondynką o szarozielonych oczach. Jest bardzo szczupła i ładna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)